Forum Forum o Tokio Hotel

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Terakotowe ciastko XD
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o Tokio Hotel Strona Główna -> Wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Johnny&Roger




Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:02, 29 Sie 2006    Temat postu:

Rozdział XIV *Cóż robić, trzeba pokazywać swą twarz wszędzie, gdzie się ją ma*
Dziękujemy wszystkim, którzy czytają to opowiadanie, a szczególnie Moni Meeen za energiczną koszulkę i za kartkę znad bałtyku z Mazur.I jeszcze dla Metalząba za to, że jest i ogólnie, za to, że jej listy zawsze poprawiają nam humor. I dla Misterki za Georga i za krótkie ale treściwe opninie na temat "Terakotowego Cistka" - mamy nadzieję, że ten rozdział będzie dla ciebie wystarczająco długi Razz
Johnny&Roger

***

Szlag by to trafił – najbliższe kilka dni nie zapowiadały się zbyt wesoło. Właściwie to w ogóle się nie zapowiadały, cały czas mieli być zajęci. Może to i lepiej. Może złagodziłoby to niektóre relacje pomiędzy niektórymi ludźmi. Może pozwoliłoby zapomnieć o problemach. Blythe potrzebowała takiego oderwania od towarzystwa. Gdy przebywa się w nim zbyt długo, robi się to męczące. Ale już niedługo… Tydzień wolnego! Podczas tej przerwy wyjeżdżają do Polski.
Właśnie spędzała ostatni normalny wieczór w tym tygodniu. Trochę przerażała ją wizja, że przez następne dni nie będzie miała czasu nawet na takie drobnostki jak pomalowanie paznokci. Nigdy ciężko nie pracowała, a nawet jeśli, to nie systematycznie. Co prawda nie wiedziała czym będą zajęte, ale menagerka nieźle je nastraszyła. Zrobiła im długie kazanie na takie tematy jak odpowiedzialność czy etyka. Mówiąc wprost, chodziło jej o to, żeby spały we własnych łóżkach i nie mniej niż osiem godzin.
Bee czuła się zmęczona, gdy tylko o tym pomyślała, ale trzeba być optymistą. Włączyła radiomagnetofon. Po koncertach była zbyt przesiąknięta muzyką, by jeszcze słuchać jej dodatkowo w pokoju. Jak dobrze usłyszeć znajome głosy! Niemiecki wychodził jej już bokiem. Niech się wypchają, od teraz będzie mówiła po polsku. Niech sami się uczą, a nie poprawiają ją co pięć minut.
Z tym postanowieniem wciąż rosnąca frustracja znikła. Niech się dzieje co chce, powiedziała w myślach, puszczając piosenkę Alexz Johnson – „Me out of me”. Świetnie oddawała klimat jej uczuć.

***
- Zaczyna się udręka. Och! Jakie wspaniałe i optymistyczne myśli towarzyszą mi z samego rana – rozpoczęła monolog ledwo wstając z łóżka.
Pierwszy raz weszła do łazienki przed Karoliną. I pierwszy raz to ona zaczęła ją poganiać.
- A co, pali się? Przecież koncertujemy po południu.
- Ale dzisiaj jest sesja zdjęciowa!
- Co?
- Oj, menagerka mówiła to wtedy, kiedy przedrzeźniałaś ją jak się odwróciła – mruknęła Karola nieuważnym tonem.
- O matko! A ja tak okropnie wyglądam!
- No. – odpowiedziała, malując usta pomadką i udając, że nie zauważa zirytowanego spojrzenia koleżanki – Ale chyba nas upiększą, nie? – dodała pojednawczo.
- Racja. A właściwie, po co tancerkom sesja?
- A nie wiem. Pewnie już nie mają pomysłów.
Na śniadaniu się zaczęło.
- Tschüs – mruknął Georg.
- Cześć – odpowiedziała z uśmiechem po polsku.
Spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem, ale roztropnie milczał.
- Co jest na śniadanie dobrego? – ciągnęła dziewczyna.
- Was? – powiedział zdezorientowany chłopak.
- Och, nie rozumiesz? Hm… Szkoda, ale przeżyję – orzekła, smarując bułkę masłem – Wiesz, ja teraz będę mówiła po polsku. To taki protest. Po prostu mnie wkurzacie! Ja nie mogę, jakbyś widział swoją minę, hehe. Ale wiesz, co? Mogę gadać głupoty, a ty mnie nie rozumiesz, a ja zrozumiem każde twoje słowo. – ciągnęła wywód. – Jakie to wspaniałe uczucie, mieć nad kimś przewagę. Nawet tę językową. Na przykład mogę ci powiedzieć, co o tobie myślę, albo ci nawtykać. Ale lubię cię. Zostawię to sobie dla kogoś innego.
Dlaczego też przesiadła się do Toma.
- Wiesz Tom, chcę ci powiedzieć, że nie znoszę twoich spodni. Mógłbyś się przebrać! Myślałby kto, że laska poleci na twój wygląd. Na sławę lecą, na sławę! Bo kto nie chciałyby być z gwiazdą? Ale wątpię w to, że gdybyś nie był znany, miałbyś takie powodzenie. Oczywiście, masz ładne oczy, dredy, kolczyk – to wszystko robi wrażenie. Ale z zachowania jesteś dupkiem. Takim aroganckim, zakochanym w sobie i bezczelnym kretynem. Co oczywiście nie znaczy, że cię nie lubię. Tylko nie szanuję. Ale nie przejmuj się tym, niewiele osób zdobyło mój szacunek.
- Was sagen? – spytał zdziwiony Tom.
- Och, masz cudną minkę. Taką, że aż za serce ściska.
Filip, siedzący przy sąsiednim stoliku spojrzał na nich ze śmiechem.
- Właśnie cię obraziła i się z tego nabija – mruknął do Toma po niemiecku.
- No powiedz, czy to nie jest śmieszne? Możemy mówić, co chcemy, a on nic nie zrozumie.
Zaśmiewali się tak jeszcze jakiś czas, ale w końcu zirytowany Tom wyszedł. Z tego śmiali się jeszcze bardziej.
- O, zapomniałam, że się na ciebie obraziłam – rzuciła dziewczyna ze śmiechem.
- Właściwie, za co? Bo już zapomniałem.
- Hmm… Może za to, że walnęliście mi z buta w policzek? Nieważne. Nie ma już śladu po siniaku, tak jak po mojej złości. Masz szczęście.

***

Tom poszedł się „odlać” do ubikacji. Był, co najmniej poirytowany. Robiąc swoje postanowił rozpocząć sondę wśród kolegów.
- Co byście zrobili, gdyby ktoś się z was wyśmiewał? W innym języku?
- Nie wiem. Zamknij drzwi i spłucz za sobą – rzucił znudzony Bill.
- Ja bym się wkurzył. Umyj ręce! – odparł Georg.
- Oj, przestańcie mnie pilnować! Jakbym robił to po waszemu, to wpadłbym w monotonie – powiedział gitarzysta zapinając rozporek.
- A kto cię tak obraził? – spytał Gustav.
- Może nie tyle obraził, a zdenerwował – odpowiedział Tom, myjąc zęby.
Uważał, że jest to bardzo oryginalny pomysł: sikanie jako wigilia przed pielęgnacją jamy ustnej.
- Blythe śmiała się ze mnie po polsku
- Przecież ty nie znasz polskiego…
- No nie znam, ale przysiadł się potem do niej ten cały Filip i mi powiedział. I potem się śmiał razem z nią…
- Kto?
- No ten od dźwięku.
- I on jest sam z Blythe? To znaczy… Blythe jest z nim sama?
- No chyba. A o co chodzi?
Ale Gustav nie odpowiedział, bo szedł na zwiady do stołówki. Wpadł tam jak gdyby nigdy nic i udając, że ich nie zauważa usiadł przy stoliku. Nalał napoju do szklanki i zezując w ich stronę, zaczął smarować chleb powidłami. Lubił powidła. Miały taki dobry kwaskowy smak, a przecież… Wracając do tematu. Co chwilę na nich zerkał, to chrząkając, to upuszczając widelec… Jednym słowem robiąc wszystko, żeby zauważyli jego obecność.
W pewnej chwili Filip zaczął całować Blythe. Ta najwidoczniej tego nie chciała, bo zaczęła się wyrywać. Gustav, niewiele myśląc nad tym, co robi, skoczył na ich stół, ściągnął energicznie koszulkę i zaczął dusić nią Fili…
- Ała – szepnął do siebie, bo właśnie skończyła mu się kromka i zaczął konsumować palec.
Czy wszyscy perkusiści mają taką wybujałą wyobraźnię? Pomyślał, drapiąc się po policzku. Postanowił, że do nich zagada. Właśnie szedł w ich stronę, kiedy ujrzał swe oblicze w wielkim lustrze, wiszącym na centralnej ścianie pomieszczenia. To, co zobaczył diametralnie zmieniło jego zamiary. Podbiegł szybko do swojego stolika i ponownie przeżył szok. W kompocie pływały truskawki! Przecież miał na nie alergię… Jego twarz, a dokładniej policzku, były pokryte okropną wysypką.

***

Blythe patrzyła w niebieskie oczy Filipa i zastanawiała się, czy on czasem nie nosi szkieł kontaktowych. Naprawdę mogą mieć tak intensywny kolor? Już miała go o to spytać, gdy do Sali, dosłownie, wleciał Gustav. Zrobiło jej się trochę głupio, więc zajęła się jedzeniem.
- Patrz na Schafer, bo widocznie próbuje zwrócić na siebie naszą uwagę – roześmiał się Filip.
- Jaki wzrok – zawtórowała mu Bee.
- Spójrz, podchodzi do naszego stolika! – tu ponownie wybuchnęli śmiechem, bo Gustav widocznie się speszył i zawrócił.
Nie minęła minuta i znowu zostali sami.

***

- Wolfi, coś ty taki nerwowy? – zapytał Georg na widok perkusisty, który gorączkowo smarował się po twarzy kremem, przewracając wszystko, co napotkał na drodze.
- Nie mów tak na mnie! – zbulwersował się.
-Guciu, nie irytuj się tak! Oj, biedny… Znowu mu pryszcze wyskoczyły! – nabijał się dalej basista.
- Dostaniesz zaraz w łeb! – powiedział zły, ale gdy zobaczył swoją twarz w lustrze, musiał się roześmiać.
- Ach, ciężka jest dola alergików. Wiesz…
W tym momencie do pokoju wpadł Bill i Tom. Nie byli zbyt pozytywnie nastawieni do świata.
- A ty co, ty… Ty… Transwestycie jeden?
- Co? Ja, ja? A ty… Pryszczaty pośladku!
- Łżesz!
- Mam dowód! Zdjęcie, które zrobiłem jak…
- A czy mam wszystkim powiedzieć do zrobiłeś w sylwestra?
- Och, zamilcz na wielki, mój podły mopiasty bracie…
Ten czarnowłosy zabrał swoją torbę i wyszli, dalej kłócąc się zawzięcie.
- No, to co mówiłeś? – powiedział Georg jakby przed chwilą nie usłyszał najskrytszych tajemnic gitarzysty Tokio Hotel. Widać był do tego przyzwyczajony.
- Może Bill ma coś, czym mógłbym to zamaskować? – spytał Gustav równie spokojnym tonem.
Wspólnymi siłami zdołali wypróżnić kosmetyczkę. Wszystko rozsypało się po łóżku.
- Przecież on nas za to zabije…
- Wiem, ale przecież nie pójdę do studia z taką… twarzą.
- Po co mu tego tyle?
Georg zadał to pytanie jak najbardziej słusznie. Nikt mu jednak nie dopowiedział, bo jego jedyny towarzysz był zajęty studiowaniem przedmiotów o niewiadomym pochodzeniu i zastosowaniu.
- Do czego to służy? Wygląda jakby… Ał! Nie, tym się jednak nie obcina paznokci. A może do rzęs?
- Nie wiem, staram się mieć zamknięte oczy, gdy mnie malują. Zawsze mam wtedy głupie uczucie, że jestem dziewczyną, Może to? – zmienił temat brunet, otwierając jakąś buteleczkę.
- Nie radze… - zaczął Gustav, ale było już za późno.
Do ich nozdrzy doszedł jakiś ohydny zapach, więc pospiesznie zatrzasnął wieczko i otworzył szeroko drzwi.
- O matko, co to było?
- Krem do stóp. O cholera! – krzyknął blondyn, gdy zawartość kolejnej fiolki rozlała się po łóżku.
Błyskawicznie pobiegł do łazienki, chwycił ręcznik i równie błyskawicznie ją opuścił. Tom znowu nie spłukał wody w klozecie.
- Eureka! – wykrzyknął nie bardzo na temat Georg – Mam! Podkład maskujący.
Jednak ich radość nie trwała długo, bo opakowanie było puste. Koniec końców, Gustav musiał wyjść bez „makijażu”. Nie mieli siły chować rzeczy Billa, więc po prostu stamtąd uciekli. Wolfi naciągnął mocno czapkę na oczy i postawił wysoko kołnierz, ale wiedział, że i tak wszyscy zauważą.
Jak na złość siedział w autokarze z Bee. Był zły na Georga, celowo i z chytrym uśmieszkiem na ustach usiadł z Karoliną, zamiast ratować kumpla z opresji.
- O Boże, co ci się stało z twarzą? – były to pierwsze, jakże upokarzające słowa, które usłyszał od Blythe odkąd się na niego obraziła.
- A co się miało stać? Twarz jak twarz – speszył się, bo wszyscy na niego patrzyli.
Och, te pojazdy chyba nie mogły być mniejsze. Żeby, bądź, co bądź, gwiazda siedziała tam, gdzie niskiej generacji tancerka. Zawstydził się swojej myśli i pychy, przecież ona wcale nie była niskiej generacji.
- A ty, co? Już nie mówisz po polsku? – wziął odwet.
- Mówię, ale musiałam się o to spytać – powiedziała z uśmiechem na ustach.
Gdy dotarli na miejsce Blog 27 poszły na sesję, a Tokio Hotel pojechało na kolejny wywiad.
Bee trochę denerwowało to, że co chwilę ktoś poprawiał jej włosy i pudrował nos. Innym najwidoczniej to nie przeszkadzało. Takie sesje nie były, przynajmniej dla niej, bardzo męczące, jedynie nudne. Dobrze, że była w miarę fotogeniczna. Jeden problem z głowy. Zaraz po tym miał być wywiad, a potem koncert, czyli za jakieś cztery godziny będzie miała chwilę spokoju. Chyba, że do tego czasu umrze, to morze trochę szybciej. Na „podium” zostały Ala z Tolą, a tancerki skończyły. Makijażystka chciała zmyć im tapetę, ale stwierdziły, że zbyt dobrze wyglądają, więc chciały to zatrzymać na dłużej. W ogóle, to zafarbowali Blythe na płomienny rudy, bo jej czarny nieco już wyblakł i pojawiły się odrosty.
- Ale z nas laski – śmiały się przy lustrze, wkładając co chwilę inne ubrania. Normalnie nikt by im na to nie pozwolił, ale akurat nikogo nie było w pobliżu.
- Ale świetna ta bluzka! – krzyknęła Karolina.
I tak im zleciał ten czas. Kiedy godzinę później szły korytarzem, spotkały Martę, dziewczynę od czegośtam, z którą lubiły czasem poplotkować.
- Cześć dziewczyny. Uważajcie, bo jesteście teraz pod ostrzałem – rzuciła na powitanie.
- No hej. Ale, o co chodzi? – zdziwiła się Karolina.
- Młoda Szlagowska was wsypała… Zresztą, przeczytacie wywiad. Na razie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czarna
Administrator



Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 595
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: kolbuszowa city xD

PostWysłany: Wto 17:13, 29 Sie 2006    Temat postu:

Dzięki za dedykacje, podziękowanie, czy co to było... :* Długość mnie zadowoliła xD.
OMG, ale mnie zaciekawił ten koniec! O fuck, ciekawe, co Tolcia wymyśliła... No nie mogę się doczekać ^^.
I wiecie co? Nie lubię tego Filipa xD. Weźcie mu złamcie noge, albo coś... Twisted Evil Ja chcę żeby Bee się pocałowała z Guciem! ;P


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny&Roger




Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:40, 01 Wrz 2006    Temat postu:

Rozdział XV *Człowiek, który przysparza kłopotów innym, sam sobie też stwarza problemy.*
Część notki dopisałyśmy dzisiaj, więc będzie lekko zeshizowana Razz

Podziękowania: standardowo dla Klauti (reżysera znakowitego Razz) I dla Mary Jane Smile

Tancerki stały chwilę osłupiałe. Stwierdzenie „wsypała” było bardzo wieloznaczne. Hm… Mogła wiele rzeczy powiedzieć, bo do aniołków nie należały. Każdej od razu przypomniały się dawne grzeszki, nie tylko te z trasy. O tak… Zdecydowanie nie należały do aniołków. Szły w milczeniu, pełne obaw.
- Ty, chyba trzeba Tolkę przycisnąć do muru, nie? – wpadła na genialny pomysł Karolina.
Blythe skinęła tylko głową i ruszyły w stronę garderoby Blog 27.
- Cześć dziewczyny – rzuciła sztucznie przymilnym głosem Bee – jak tam wywiad?
- Wywiad jak wywiad – mruknęła zawsze pełna energii Ala.
- Na pewno nudzą was wciąż te same pytania, co? – dziewczyna wyraźnie starała się wybadać sytuację.
- Oh, no wiesz, jesteśmy do tego przyzwyczajone. W końcu to jeden z… Obowiązków osoby publicznej – Tola dała im wykład na temat użyteczności i zaletach udzielania wywiadów.
No to jest dobrze, pomyślał Tygrysek w duchu. Kiedy tylko Szlagowska przestała nawijać, spróbowała ponownie.
- Wy to macie dobrze. Na nas jakoś nie zwracają specjalnej uwagi. Jeszcze nigdy nie było sytuacji, w której wspomnieliby o tancer…
- To się ciesz – przerwała jej Tola – Dzisiaj było o was trochę – prychnęła już mniej chętnie.
Nie wiedziała, czy dobrze zrobiła, mówiąc te wszystkie rzeczy, ale gdy już zaczęła, nie potrafiła przestać. Tak jakoś… wyleciało.
- A co takiego było? – przejęła inicjatywę Karolina równie obojętnym tonem.
- Wiesz, norma, podstawowe pytanie o nasze relacje z Tokio Hotel, a więc ja powiedziałam, że bardziej nasze tancerki są nimi zainteresowane i że jakieś romanse się robią – z każdym jej słowem Blythe było coraz słabiej – Ale to nic takiego. Zapomną – zapewniła ją Tolka, widząc jej minę.
- Ona jest chyba jakaś… - tutaj Karola użyła bardzo niecenzuralnego słowa.
- Czy ty wiesz, co zrobiłaś? Głupia dziewucho! Przez twoją niewyparzoną gębę nie dadzą nam żyć! I w ogóle, jakie romanse? Ty prze…
- Blythe, dosyć! Chodź już, bo zaraz zrobisz coś, czego potem będziesz żałowała – powstrzymywała ją Karolina.
- Kiedy ja…
- Sza! Idziemy! – siłą wyciągnęła ją na korytarz klepnęły na pobliskie siedzenia.
- Naważyłyśmy piwa, to teraz je wypijemy.

***

Georg siedział na okropnie niewygodnym metalowym krześle. Wraz z pozostałymi członkami Tokio Hotel czekał na kolejny wywiad tego dnia. Trochę mu się to wszystko pomieszało. Chyba już nie zliczy w ilu miejscach byli w ciągu ostatnich trzech godzin. Właśnie zahaczyli o budynek jakiegoś brukowca. Ale co poradzić? Taka cena sławy… Nareszcie pięć minut przerwy. Wyciągnęli colę z automatu i usiedli na ziemi, wpatrując się tępo przed siebie.
Po chwili do maszyny podeszła jakaś dziewczyna. Miała sięgające za ramiona rude loki i długie nogi. Puszka wyleciała i potoczyła się po posadzce, więc ta schyliła się po nią, nie racząc nawet przy tej pozycji zgiąć nóg. Basista bardzo dobrze wiedział, co za chwilę powie Tom. Trzy… Dwa… Jeden…
- Hej, ale niezła sztuka! Mała, jak masz na imię? – krzyknął.
Tak, Georg nigdy się nie mylił w takich sprawach. Teraz będzie Bill.
- Chodź się zapoznamy! – krzyknął czarnowłosy i razem z bratem zagwizdali.
- Tak, może jeszcze… - zaczął Gustav, ale raptownie zamilkł, tak samo jak jego towarzysze, bowiem dziewczyna odwróciła się w ich stronę.
Z trudem rozpoznali w niej Blythe. Trwało to kilka sekund, ale gdy wreszcie to do nich dotarło, uśmiech od razu zszedł z ich twarzy. Bill lekko się cofnął, ale Tom nie miał tych zahamowań i od razu uciekł do pobliskiej toalety. Bee jednak tylko się roześmiała.
- Aha! To tak teraz traktujecie kobiety?
- Boże, ty naprawę jesteś dziewczyną! – krzyknął wokalista zespołu Tokio Hotel.
- Oh, cóż za inteligencja – mruknął Georg.
Zaraz też podszedł do Bee, pocałował ją szarmancko w dłoń i powiedział:
- Blythe, wyglądasz prześlicznie. Prawdziwa kobieta wamp.
Ta w odpowiedzi tylko głośno się roześmiała. Tom uznał, że sytuacja została opanowana, a Georg ujarzmił Tygryska, więc opuścił bezpieczny azyl.
- Tyyy… Dziewczyno, zadziwiasz mnie. Respekt normalnie – rzekł gitarzysta z dawnym błyskiem w oku, lustrując ją od stóp do głów.
- Ale o co wam chodzi? Przecież zmieniłam tylko fryzurę.
- Tylko? A ten makijaż? Te kocie ruchy? – powiedział śmiertelnie poważny Bill.
W tym momencie do pomieszczenia weszła nie gorzej wyglądająca Karolina, więc męskie wszystkie męskie spojrzenia powędrowały w jej stronę.
- Blythe! Padniesz jak usłyszysz! O, cześć chłopaki. Sorry, ale my musimy w cztery oczy – rzuciła ciągnąc za sobą Bee do toalety. – Oceń motyw! Ekipa aż huczy, ja nie wiem, czy to plotki… W każdym bądź razie wszyscy mówią o fotkach twoich i Gustava po jakiejś upojnej nocy…
- Co? Ale… Skąd oni wiedzą?
- Więc to prawda?
- Nie… Ale o co…
- No w Internecie są! – wrzasnęła jej w twarz.
Bee zaczęła śmiać się histerycznie, w oczach mając łzy. Przed całkowitym rozklejeniem powstrzymywała ją jedna myśl – rozmaże jej się makijaż.
Cóż zbyt wiele tego zważonego piwa… Nie na jej głowę. Poczuła wielką ochotę, by wrócić do domu i przytulić się do mamy, ale nie dane jej to było w tym momencie, więc tylko zrzuciła odpowiedzialność na inne barki.
- Gustav, umarłam. Może nie w tej chwili, ale już niedługo i tak zabiją mnie twoje fanki, więc nie ma różnicy – szepnęła dramatycznie do zdezorientowanego chłopaka.

***

Pomieszczenie było bardzo… schludne. Trudno powiedzieć o nim coś więcej, bo właściwie nie miało charakteru. Żadnych zdjęć, książek czy obrazów. Znajdowała się w nim tylko półka z dokumentami, trzy krzesła i biurko, na którym stała lampka. Dwa okna, przysłonięte żaluzjami i dwie pary drzwi. To wszystko.
Czuło się pełną powagi atmosferę. Głównie przez siedzącą za sekretarzykiem kobietę. Brązowy, ciasno związany kok i przenikliwe orzechowe oczy, schowane za prostokątnymi okularami dodawały jej takie…Czy ja wiem, ważności? Jasna cera i bardzo ostry podbródek dopełniały całości. Oj… Ciężko będzie z nią wygrać.
Stojący obok niej młody mężczyzna dziwnie z nią kontrastował. Chociaż byli podobnie ubrani, a ich twarze miały podobny wyraz, nie wyglądali na osoby, które mogłyby mieć ze sobą wiele wspólnego. On był wysokim blondynem z niebieskimi oczami i dużym zadartym nosem.
Blythe i Karolina siedziały na wygodnych czerwonych krzesłach i nie wiedziały, czego mogą się spodziewać po menagerach zespołów Tokio Hotel i Blog 27.
Po wstępnych grzecznościach przeszli do sedna sprawy. Karola nie słyszała połowy, bo zawsze wyłączała się w trakcie takich wychowawczych pogadanek, ale zrozumiała główny przekaz: rozgłos jest bardzo wskazany, ale nie w takich sytuacjach (oh! Jakby na tym nie zarabiali!). Mają zostawić Tokio Hotel w spokoju, zająć się pracą i przestać robić niepotrzebny szum wokół swojej osoby, bo one są tylko dodatkiem.
- Tak więc mniej więcej znacie swoje miejsce. A teraz następna sprawa. David, poproś Gustava. A co do was… To trzymajcie się zasad i od dzisiaj Ne koncerty jeździcie z ekipą, a po supporcie od razu wracacie. Karolina, jesteś wolna.
Menager wyszedł na korytarz i po chwili wrócił w towarzystwie perkusisty. Szepnął mu coś do ucha i obydwoje się zaśmiali, lecz umilkli pod karcącymi spojrzeniami dwóch kobiet. Gustav rzucił szybkie spojrzenie Blythe.
- I co mówiła? – szepnął blondyn do Bee, uniemożliwiając jej podsłuchanie dorosłych, którzy pogrążyli się w cichej konwersacji.
- Och, nic takiego… Wiesz, dała nam do zrozumienia, że jesteśmy nikim, zakazała jeździć z wami autokarem i zostawać na waszych koncertach. A myślałam, że… - przerwała, bo usłyszała swoje nazwisko.
- Hmmm… Blythe i Gustav. Tu sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana. To może opowiecie nam jak do tego doszło?
- Do czego? – inteligentnie spytał Tygrysek.
- No do tego, że ze sobą spaliście.
- Co?! – krzyknęła tancerka i wybuchnęła śmiechem.
- Co w tym takiego śmiesznego? – speszyła się kobieta.
- No to może ja opowiem. Mo my wcale nie, ten… Znaczy, ja spałem z Blythe, ale nie tak jak pani myśli!
Menagera głęboko wciągnęła powietrze, a Blythe ukryła twarz w dłoniach. Wiedziała, że jeśli ona się odezwie to jeszcze bardziej pogorszy sprawę, ale nie mogła na to patrzeć.
- Cholera, znaczy się, przepraszam – plątał się Gustav, bo zdał sobie sprawę z tego jak to zabrzmiało – Nie spaliście ze sobą, tylko koło siebie! – wykrzyknął wreszcie, dumny z tego, że udało mu się ta zręcznie wybrnąć z sytuacji. Ale chyba tylko on był dumny. – No, bo my byliśmy pijani, dlatego tak wyszło…
- Mhm… Panno Shelter, zakaz chodzenia na imprezy… - rzuciła lekko.
- To nie tak! My raczej byliśmy zmęczeni i dlatego nas tak sen zmorzył. Yyy… dziwnie. – jąkał się Schafer, wysyłając spojrzenia typu „proszę, pomóż mi” do swojego menagera.
- Blythe, masz zakaz wychodzenia z pokoju po dwudziestej trzeciej – nie dała za wygraną
- Dobra, myślę, że tyle im wystarczy. A z Gustavem już ja sobie porozmawiam. No to tyle na dzisiaj dzieciaki. Zbierać się. Też już idę. Dobranoc.
Ledwo wyszli z pokoju, Bee zaczęła wrzeszczeć na perkusistę.
- Mogłeś się nie odzywać – zakończyła załamanym głosem – Tobie i tak gówno zrobią, a tak tylko mnie w kopałeś.
- No co, musiałem coś powiedzieć!
- Khm, Khm… - dał o sobie znać David – Rzeczywiście głupio wyszło, ale zawsze mogło być gorzej. Pamiętajcie, że jeszcze pozostają media. W najgorszym wypadku zrobią z was miazgę. O Gustawie nie mówię, bo może się obronić w wywiadach, ale ty nie masz tego prawa. Zostaje jeszcze kwestia fanek – one są o wiele gorsze od reporterów. Streszczając: twoją sytuacja jest beznadziejna, dziewczyno.

***

Bill wszedł do pokoju i pierwszym, co rzuciło mu się w oczy były jego kosmetyki. Niby nic dziwnego, ale przecież… On ich dzisiaj nie używał! A Toma nie za bardzo do nich ciągnęło. Podszedł bliżej i zobaczył, że połowa jest bestialsko poodkręcana, zawartości brakuje, a na łóżku była rozlana jego najlepsza odżywka do włosów! O nie… Tego było za wiele. Szybko doszedł do wniosku, że to mógł być tylko Gustav lub Georg – to oni siedzieli w tym pokoju, kiedy go nie było. Nieee… To nie Georg. On wie, jakie to ważne, by włosy były lśniące i miękkie. To Gustav! Na pewno! Bo co? Wystarczy tylko spojrzeć na jego kudły. Suche, matowe, wyglądają jak siano. Czym on je myje? Szarym mydłem? I w ogóle co on sobie wyobrażał dotykając jego kosmetyczki? Mógłby przynajmniej posprzątać, a nie zostawił owoce swego poczynania na widoku. Zrobił to specjalnie, aby go zdenerwować, skusić i rozdrażnić. I udało mu się to całkowicie. Bill był zły… Bardzo zły. Z uszu wydobywał się dym, a knykcie już dawno zdrętwiały od zaciskania pięści. No dobra z tym dymem to lekka przesada, ale naprawdę był rozjuszony. Wściekły wypadł z pokoju jak chłopak, któremu ktoś grzebał w kosmetyczce. Zmierzał w stronę Schafera, lecz w połowie korytarza zorientował się, iż wyżej wspomniany Schafer może jednak znajdować się gdzieś gdzie ta strona, którą szedł nie prowadzi. Nie wiele myśląc, a jeszcze mniej mogąc wykręcił numer perkusisty.
- No?
- Gdzie jesteś?
- W dupie.
- Acha. To cześć.
- Cześć.
Rychło skierował się do pokoju Georga.
- Otwieraj kibel!
- Kibel jest otworzony inaczej bym się na nim nie załatwiał – mruknął Gustav.
- Wiesz o co mi chodzi! No ten… Przekręć klucz w drzwiach ino migiem!
- Wypchaj się, dobra? Teraz ja tu urzęduje.
- Czemu zawsze musicie robić to w moim pokoju?! – rzucił poirytowany basista. Tamci popadli w chwilową zadumę, ale żaden i tak nie udzielił mu odpowiedzi. Nie no Gustav po chwili niepewnie rzekł coś w stylu „bo tu jest najlepsza atmosfera”, ale to się nie liczy, bo wypowiedź nie zadowoliła tymczasowego właściciela pokoju. Po paru kwadransach usłyszeli odgłos spuszczanej wody. Bill zerwał się na równe nogi i przyjął pozycję atakującego boksera. Przyczajony za drzwiami oczekiwał widoku tej suchej czupryny, która nie ma ani krzty szacunku dla preparatów upiększających. Szczerze trochę jej współczuł, że nigdy nie miała na sobie ani grama takich to wynalazków, ale szybko odgonił te myśli – w końcu to nie czas na rozczulanie się. Musi wymierzyć sprawiedliwość. Potem ewentualnie jakieś drobne rady dotyczące urody. Gdy tylko zobaczył to, na co czekał rzucił się na plecy, w imię kosmetyczki, jej oprawcy. Zręcznie ześlizgnął się z nich na dolne kończyny uniemożliwiając tym samym jakikolwiek ruch przeciwnika. Choć nie pomyślał o tym, że tamten miał wolne ręce, które szybko i zręcznie zrzuciły go na podłogę.
- Jejuś! A ci co? Jak ci się chciało to mogłeś powiedzieć, a nie się tutaj rzucasz jak jakiś… jakaś flądra! – krzyknął perkusista. Bill nie tłumacząc mu swoich poczynań oraz nie biorąc pod uwagę ponad 18 kilowej przewagi rywala once again na niego napadł. Zdenerwowany tym faktem „współzawodnik” złapał wokalistę za ręce zaniechając tym samym tych niecnych czynów. Czarnowłosy szarpał się i trzepał na wszystkie możliwe sposoby i strony próbując uwolnić się. Lecz kiedy ból, który powiększał się z każdą sekundą, stał się nie do wytrzymania, wydobywając z siebie ujmujący za serce jęk oraz robiąc oczka pt. „tylko w nie spójrz, a z całą pewnością się zlitujesz” spojrzał w stronę Georga, mając nadzieję, iż ten mu pomoże. Basista odczekał jeszcze troszkę dopóki skowyt Kaulitza przerodził się w pisk i rzucił tylko:
- Dobra Wolfi, koniec tego.
Gustav parsknął i mimo lekkiego zirytowania wypuścił Kaulizta z objęć z pobłażliwym uśmieszkiem na twarzy.
- Spokój już, dobra? – opanowywał sytuacje basista.
- No pewnie, w końcu to…
- To za kosmetyczkę! – krzyknął Bill ponownie atakując kolegę czytaj waląc go pięścią w głowę.
- Jebło cię?! – ryknął perkusista całkowicie bezpowrotnie tracąc cierpliwość, siadając na tego chudszego. – Uspokoisz się? – syknął przez zęby.
- To co zrobiłeś z moimi kosmetykami? – pisnął przyduszonym głosem.
- Kosmetykami?! Lepiej mi wytłumacz skąd zdjęcia twojego autorstwa trafiły do gazety! – ryknął.
Georg postanowił zainterweniować.
- Gustav! Wycisz emocje!
Z racji tego, iż perkusista był człowiekiem spokojnym, słuchającym dobrych rad, a brązowowłosy był jednak od niego starszy, a zamiary z całą pewnością miał dobre, strzelił tylko z liścia Billowi i chwilę później z godnością opuścił pokój. Postanowił sobie, że za te zdjęcia zrobi mu coś o wiele gorszego. Poza tym one były tylko pretekstem, bo wokalista już od dawna go denerwował, a że Schafer nie miał ochoty nawet na takie przyjemności jak zdzielenie go po łepetynie stwierdził, że Blythe za niego dokończy. W końcu była jeszcze bardziej rozjuszona.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czarna
Administrator



Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 595
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: kolbuszowa city xD

PostWysłany: Pią 20:43, 01 Wrz 2006    Temat postu:

Ha, dobrnęłam do końca xD.
A więc... Fajne ^^. Jak zawsze, zresztą... Najbardziej podobała mi się walka Billa z Gustavem ;D.
Co by tu jeszcze...? Hm. Powiem tylko tyle, że ja chcę więcej takich długaśnych części ;P.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny&Roger




Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:45, 02 Wrz 2006    Temat postu:

Dziękujemy naszym stałym czytelniczkom (bo możemy
Dziękujemy naszym stałym czytelniczkom (bo możemy tak napisać no nie?) Luszynowi, Mary Jean, Asiulli… Wszystkim, którzy komentują nam zarówno na forum ( Heidi, szatanek, Vampirek, Martucha, Czarna…) jak i na blogu ( Żizell, Czikity, Sylwia…). Acha! Najważniejsze: naszym charakteryzatorkom i statystkom – bez was nie byłoby tych wspaniałych parodii… Przepraszamy, że krótka notka ale jesteśmy w trakcie kręcenia pierwszego filmu. Będzie to musical, horror i komedia w jednym.


Rozdział XVI *Mów mądrze - wróg podsłuchuje.*

- Przerąbane chłopie…
- Och, zamknij się już. Czwarty raz to powtarzasz w ciągu minuty. Fakt faktem nie mamy już takiej wolności, ale…
- Ale tu nie o wolność chodzi! Tylko o… - Blythe głęboko się nad tym zastanowiła, ale nie przyszła jej do głowy żadna sensowna odpowiedź – Ogólnie mamy przerąbane, chłopie.
- Siedź cicho!
- Dobra, chłopie, ale to nie zmienia faktu, że mamy prze… - w tym momencie Bee została bezczelnie rzucona poduszką. I co najgorsze – Karolina trafiła w twarz.
- Ty perfidzie! – Odrzuciła jej poduszkę z niezgorszym celem.
Może się wydawać, że dziewczyny były pogodzone, ale spędzając ze sobą jakieś dwadzieścia dwie godziny na dobę, nie można się kłócić. Na dłuższą metę to wykańcza. Co prawda nie lubiły się jeszcze na tyle, by pożyczać sobie ubrania, ale przynajmniej nie pluły sobie już do jedzenia.
- Mamy jeszcze dwie godziny wolnego. Chodź ze mną do księgarni, bo widziałam jak jechaliśmy… - zaczęła Blythe, lecz Karolina przerwała jej w połowie zdania.
- Ty chyba żartujesz!
- Nie. Alex Kava napisała nową książkę, widzia…
- Ty umiesz czytać! – dokonała wielkiego odkrycia Karola.
- Aaa… O to ci chodzi. Moja droga, zadziwię cię. Wyobraź sobie, że nawet pisać umiem. Nieważne, chodź.
Po dwudziestu minutach były już obok księgarni ze świeżutką książką w rękach. Było zbyt zimno na przechadzkę, więc jechały tramwajem. Ścisk był tak wielki, iż można by pomyśleć, że jest się w Polsce. Grupa dziewcząt stojących obok przyglądała im się dziwnie wrogimi spojrzeniami. Dobra, na Karolinę nie zwracały uwagi, ale Bee znajdowała się pod ostrzałem. I chyba domyślała się, z jakiego powodu. Po chwili jedna z nich podeszła do dziewczyn.
- Ej ty, ruda! – odwróciła na moment głowę i kiedy zobaczyła, że koleżanki pokrzepiająco pokiwały głowami ciągnęła dalej – Ty się, ten, od Tokio Hotel odczep, co?
- Ale w jakim sensie? O ci chodzi? – spokojnie powiedziała Blythe.
- Bo ja widziałam twoje zdjęcia, suko – tutaj powtórzyła się sytuacja z głowami koleżanek – I ten, zostaw ich w spokoju, nie? Bo jak się nie posłuchasz to…
- Och, doprawdy… Percepcja mojej mentalności nie obliguje mnie do dalszej konwersacji z tobą. A tak poza tym – dodała, bo te słowa mogły nie wywrzeć na nich odpowiedniego wrażenia – To wiesz… My jesteśmy razem – na potwierdzenie tych słów z uśmiechem objęła Karolinę w pasie. Jej „ofiara” również wyszczerzyła zęby, tyle, że z lekką paniką w oczach.
- Ale, że ten, pamiętaj! – powiedziała na odchodne zdezorientowana dziewczyna – Wara od nich!
- Je t´aime to po francusku „kocham cię” – zalotnie rzuciła Blythe puszczając przy tym oczko.
Dziewczyna popatrzyła się na nie jak na… lesbijki i pokonana wysiadła z tramwaju na najbliższym przystanku, a razem z nią reszta szalonych groupies Tokio Hotel.
- Ej, co ty jej powiedziałaś? – mruknęła towarzyszka Tygryska.
- A nie wiem, usłyszałam gdzieś… Chyba w telewizji. Ale fajnie brzmi.

***

Nie wiadomo czy sprawa przycichła dlatego, że Gustav udzielił informacji w wywiadzie (nie! To nie ona! Tak, poznałem pewną dziewczynę, ale nie tancerkę Blog 27) czy też uwierzyli Blythe i jej zaprzeczeniom (to pewnie jakiś fotomontaż, przecież ja go nie znam!). Ważne, że ucichła i tyle. Fanki się odczepiły, z mediami było trochę gorzej, ale też w końcu dały spokój. Bee dalej miała zakazy na różne rzeczy, lecz powoli się do niech przyzwyczajała.
Koncert w Munchen właśnie się zakończył. Nareszcie mieli wrócić do domu, do mamy i Laury, do własnego pokoju… Na samą myśl polepsza się człowiekowi humor. Po mało wylewnych pożegnaniach z Tokio Hotel i ekipą, która zostawała jeszcze dwa dni, wyjechali.
Podróż niesłychanie się dłużyła. Dobrze przynajmniej, że po drodze będzie jej dom, bo Bee nie zniosłaby dodatkowej jazdy samochodem. Po kilku godzinach i dwóch przerwach później dotarli do jej województwa. Zaczęła rozpoznawać niektóre miejsca i nareszcie poczuła, że wróciła.
Wyłonił się pewien problem, o którym Marcus na śmierć zapomniał im powiedzieć. Kierowca miał ograniczoną ilość godzin przeznaczonych do jazdy. Musieli zrobił przerwę, a z racji tego, że Marcus przestrzegał zasad mieli kłopot.
- No nic, trzeba znaleźć jakiś hotel – zaczął przeglądać mapę drogową, ponieważ całkowicie wyleciało mu z głowy, że wcześniej należy obliczyć, w którym miejscu trzeba się zatrzymać.
- Wydaje mi się, że najbliższy jest jakieś pięćdziesiąt kilometrów stąd. No nie patrz tak na mnie, mówiłam, że to dziura.
- No to macie kilka godzin przerwy. Róbcie co chcecie, tylko się za bardzo nie oddalajcie, a ja się prześpię.
- Człowieku, za jakieś piętnaście minut będzie mój dom! Tam możesz się przespać i w ogóle myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie – powiedziała Blythe dodając w myślach : „ Jeżeli zostanę w tym samochodzie jeszcze kilka godzin to wątpliwe jest to, abyś dowiózł mnie do domu całą i zdrową”.
- Nie chcę się narzucać… Przecież to będzie głupio wyglądało.
- Przestań! Chyba nie znasz mojej mamy!
W końcu dał się namówić, chociaż miał bardzo skwaszoną minę. Gdy tylko dotarli do domu i rzuciła się Marli na szyję od razu wyjaśniła sprawę. Matka, jak można się było domyślić, zgodziła się bez namysłu. W końcu był środek nocy, nie miałaby serca ich tak zostawić.
Marla, jak na dobrą gospodynię przystało, zaczęła szykować kolację. Z racji tego, że miały trzyosobowy stolik, a nikt nie chciał być dyskryminowany – stał pusty. Rozłożyli się w salonie, niektórzy na kanapie (Marcus, Tola, Marla), Niektórzy na fotelach (Ala), a jeszcze inni na podłodze z poduszkami pod rzycią (Blythe i Karolina).
Marla z Markusem poszli przygotować kolację – ona, bo chciała uchodzić za „dobrą gospodynię”, on, bo miał wyrzuty sumienia. Krzątając się w środku słyszeli jeszcze jak Bee włącza muzykę System of a down, żeby stworzyć atmosferę. Kiedy wyciągali talerze i miło gawędzili nerwowa atmosfera gdzieś się ulotniła. Początkowe skrępowanie kierowcy gdzieś znikło, gdy tylko poznał bliżej bezpośrednią Marlę.
- Tadam! Specjalnie dla mojej córki jej ulubione danie! Zapiekanka z kaszy manny i owoców z sosen poziomkowym z truskawkami zamiast poziomek!
- Mamuś… Ale ja tego jeszcze nigdy nie jadłam.
- Jak zjesz to na pewno będzie twoja ulubiona!
Marcus od razu po kolacji zaoferował swoją pomoc w sprzątaniu, co dało wiele do myślenia Bee, która przez ten czas zdążyła już trochę go poznać.
- No to ty wkładaj naczynia do zmywarki, a ja… Będę cię motywować. Albo będę myła to wszystko, bo kiedy gotuję tworzę tak zwany artystyczny nieład, wiesz wszędzie jedzenie i takie tam. Tak samo jak artystyczna jest moja dusza, kiedy… - całkiem miło im się rozmawiało, a raczej mówiło Marli, a słuchało Markusowi. Od czasu do czasu śmiał się z jej opowiastek np. kiedy podczas programu „ Potyczki Jerry’ego Springera”, których jest wielką miłośniczką wyłączyli jej prąd. Nie zważając na to, iż było coś koło jedenastej w nocy zaczęła dzwonić do centrali, na szczęście całodobowej, wykłócając się i grożąc, że jeśli zaraz nie włączą elektryczności gotowa jest napisać do „Obrońcy Praw Klienta”, a jeżeli nawet i to nie pomoże skierować sprawę do Sądu Najwyższego. Po półgodzinie, kiedy dowiedziała się, że to jej wina, bo nie opłaciła rachunków z trzech miesięcy wstecz, nieco się uspokoiła. Potem wyszło na jaw, iż wszystkie rachunki bezpiecznie spoczywały w apteczce w łazience, do której to wsadziła je całkiem nie przypominając sobie tego czynu. Trzeba przyznać, iż ta bezpośrednia kobieta bardzo go zaintrygowała. Zastanawiał się tylko gdzie się podział jej partner życiowy. Z taką osobowością oraz urokiem osobistym z całą pewnością przyciągała mnóstwo zainteresowania płci męskiej. Ewidentnie ktoś taki musiał być.
- A mąż nie będzie miał nic przeciwko, że dzisiaj tu nocujemy? – zaczął ostrożnie.
- Mój domniemany mąż nie interesował się nami przez jakieś ostatnie dziesięć lat, więc wydaje mi się wątpliwe, aby… - i znowu się rozkręciła na nowo. Kierowcy wcale to nie przeszkadzało, jak zazwyczaj, bo opowiadała strasznie zabawnie i specjalnie dla niego po niemiecku, chociaż jego polski był całkiem niezły. Zaniepokoił się, kiedy tak mówiła o swojej pasji, czyli „bziku artystycznym” i przerwała w połowie zdania. Przez chwilę panowała cisza, a kiedy uniósł wzrok znad talerzy ujrzał Marlę przytrzymującą się rękami blatu.
- Co ci się stało? – spytał, podchodząc szybko do kobiety.
Widząc, że jej twarz jest blada i ledwo się trzyma się na nogach ( co bardziej poczuł niż zobaczył, gdy oparła się na jego ramieniu) podstawił jej krzesło.
- Och jakiś ty troskliwy – słabo wyszeptała, kiedy podał jej szklankę wody. – Mało jest teraz takich mężczyzn… - próbowała żartować, ale niespecjalnie jej to wyszło.
Schyliła się, żeby krew dopłynęła jej do mózgu i już po minucie zaczęła odzyskiwać normalne kolory.
W tym momencie weszła Blythe.
- No, ludzie! – krzyknęła. – Rozlokowałam was. Słuchajcie mnie tu! Alicji i Tolce pościeliłam w pokoju gościnnym, który okazał się wspaniałym pomysłem mojej wspaniałej matki, tylko nie przestraszcie się malunków na ścianach wyżej wspomnianej. Chociaż muszę przyznać, że fresk przedstawiający prawie kulminacyjny moment z filmu „ King Kong”, w którym goryl wdrapał się na Empire State Building jest imponujący… Wracając do tematu. Marcus ma zaszczyt odpocząć w moim istnie królewskim łożu, natomiast Karola u mamusi… I też ostrzegam przed malunkami.
- A wy? – spytał jedyny mężczyzna w tym licznym gronie.
- No my eee… mamy takie swoje sekretne miejsce – powiedziała Bee puszczając oczko do matki. W rzeczywistości nie miały gdzie spać, ale po pierwsze goście nie musieli o tym wiedzieć, a po drugie i tak nie zamierzały popadać w letarg.
- No, nareszcie poszli spać – powiedziała cicho Blythe pół godziny później, gdy zasiadły na kanapie.
Marla westchnęła I położyła nogi na jej kolanach.
- Córuś, musimy poważnie porozmawiać.
To zdanie nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Co prawda Bee nigdy nie słyszała tych słów z ust matki, ale w filmach zawsze oznaczało kłopoty.
- Jestem w ciąży – rzuciła jak zawsze prosto z mostu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czarna
Administrator



Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 595
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: kolbuszowa city xD

PostWysłany: Sob 19:33, 02 Wrz 2006    Temat postu:

Łaaa, Marla jest w ciąży?! No to ja się pytam: z kim? I tu snuję moje podejrzenia:
a) albo z ojcem Blythe
b) albo w jakiś paranormalny sposób zapłodnił ją Marcus
c) albo ma jakiegoś tam kochanka na boku xD
d) albo zapłodnił ją pies/kot/koń/tudzież inne zwierzątko i z tego powodu urodzi dziacko/dzieci mutanta/mutanty (niepotrzebne skreślić)
e) istnieje również ewentualność, że zapłodniła się sama, udając się do banku spermy
Najlepszy moment, to oczywiście ten, w którym Bee udaje lesbijkę ;D.
Podsumowując: ta część była fajna ^^ (Boshh, zawsze to powtarzam, ilekroć przeczytam którąkolwiek z części "Terakotowego ciastka")
Pozdrawiam,
Wasza oddana i wierna czytelniczka (żyby nie powiedzieć groupies Twisted Evil) Czarna vel. Misterka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiulla




Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zapomniałam... xD

PostWysłany: Śro 9:52, 06 Wrz 2006    Temat postu:

Czytam to opowiadanie na innym forum^^
Ale tu też będę Smile

Zatkało mnie jak przeczytałam, że jest w ciąży.
Ciekawe z kim, hm?
Wytłumaczycie to, nie?
Kiedyś^^

To było dobre jak powtarzała "Mamy przerąbane chłopie..." xD

Lubie wasze opowiadanie.
Was też lubię, kochane^^
Poprawia mi się humor przy tym opowiadaniu.
Zawsze Very Happy
Albo mam fajne teksty, żeby dogadywac brat. O! xD

Pozdrawiam Was dziewczęta!:*:*
Asiulla

P.s.Jakbyście nadal nie wiedziały kim jestem... To ja Asia z tokiohot3l:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny&Roger




Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:18, 08 Wrz 2006    Temat postu:

Rozdział XVII *Kobieta lepiej rozumie dziecko niż mężczyzna, ale psychicznie mężczyzna jest bardziej podobny do dziecka.*

Dziękujemy sobie, bo przesiedziałyśmy nad tym tyle godzin, że powinnyśmy już dawno oślepnąć. Ale się trzymamy!
Dedykujemy „Wąsacz Team”… Jesteście naszą inspiracją! Razz


Przez minutę Blythe siedziała spokojnie, bo nie dotarły do niej te słowa. Widząc jednak poważne spojrzenie Marli powoli zrozumiała.
- Ja pierdolę! – wydarła się.
- Cicho! – uspokajała ją starsza.
- Nie uciszaj mnie! – wykrzyknęła jeszcze głośniej Bee, nie zwracając uwagi na to, że słychać ją pewnie w całym domu. Energicznie wstała strącając kubek, który z głośnym hukiem upadł na podłogę. – Coś ty zrobiła?! Z kim?! Kiedy?! No trzymajcie mnie! – nadal krzyczała.
- Blythe, uspokój się! – ostro przerwała jej matka. – Zaraz ci wszystko wytłumaczę, tylko proszę bądź cicho… - zaczęła płakać.
- Nieee, proszę… Za dużo tych szokujących informacji na dzisiaj. Czekaj, idę po kakao. – wróciła po chwili z gorącą czekoladą, którą piły podczas „takich rozmów” lub, gdy miały jakieś problemy. Ona je tak jakoś jednoczyła. Po dwudziestu minutach i sześciu kubkach kakao dowiedziała się wielu istotnych rzeczy, takich jak skąd się wzięło dziecko (chociaż takie rzeczy znała już w przedszkolu) oraz kto jest, tu należy dodać jakiś właściwy epitet, w tym wypadku zwyrodniałym ojcem. Marla spotykała się z nim dużo wcześniej, ale dosyć trudno było to wytłumaczyć własnej córce.
- Dobra, przestań. Jesteś beznadziejna w tłumaczeniu takich spraw. Zupełnie jak w latynoskiej telenoweli… - uśmiechnęła się, aby pokrzepić matkę, lecz ona tępo wpatrywała się przed siebie, a więc Bee przytuliła ją. Siedziały tak trochę, a Marla powoli przestawała beczeć– I co teraz? – cicho spytał Tygrysek.
- Jakoś będzie. Nie zginiemy… Byłyśmy w gorszej sytuacji…
Przytulone zasnęły z nogami podkurczonymi pod brody i w takich pozycjach zastali ich goście, którzy po kilku godzinach wstali i byli gotowi do dalszej drogi.
Gospodynie szybko doprowadziły się do stanu użytku. Po śniadaniu zaczęły żegnać przybyszów.
- Jak coś to zawsze możesz na mnie liczyć – dyskretnie rzucił Marcus Marli. Ta popatrzyła zdziwiona, lecz widząc jego znaczące spojrzenie zrozumiała, że wczoraj cicho raczej nie rozmawiały. Dziarsko go przytuliła, mocno klepiąc po plecach i dając tym samym znak, że dalej jest tą samą silną, niezależną kobietą.

***

Bee cieszyła się, że goście już wyjechali. Miała dość holernych szwabów, przyjechała tu odpocząć, a kolejne problemy zrzuciły jej się na głowę. Wyobrażając sobie Marlę z dzieckiem dziwnie się czuła mimo tego, ze przecież tamta ją wychowała. Przyzwyczaiła się już do tej niezdarności mamy i nie chciała jej opuszczać już nigdy więcej, a przecież miały być osobno jeszcze przez cztery tygodnie…. Starała się o tym nie myśleć, ale cały czas błąkała się gdzieś głęboko w niej myśl, że gdy wróci Marla będzie miała brzuszek.
Nie, zdecydowanie trzeba takie myśli odkładać na później. Lepiej pomyśleć o tym, że jutro przyjeżdża Laura! Ona zawsze wybiera dobre momenty i umie człowieka pocieszyć. Muszą nadrobić stracony czas.

***

Siedziały sobie we trzy i gawędziły, leniwie rozciągnięte na kanapie i podłodze.
- Blythe, córko marnotrawna, co ty zrobiłaś z włosami? – zadała Marla nurtujące ją pytanie – I co to za afera z tym całym Tokio Hotel? Ty mi o niczym nie mówisz! – zrzędziła.
- Nie zrzędź matko, nie zrzędź. Nie widzisz, że ładniej wyglądam?
- O wiele lepiej! Teraz jesteś ognisty tygrys – zaześmiała się Laura, stając w obronie przyjaciółki.
- Mhm, ale drugiego tematu unikasz. Chyba nie popełniłaś takich błędów jak matka?
- Nie dramatyzuj, matko, nie dramatyzuj – rzuciła Bee – Takich błędów nie byłabym w stanie popełnić – roześmiała się.
Gdy tylko Marla poszła do łazienki, Blythe zakradła się do kuchni i wyrzuciła wszystkie produkty spożywcze, które mogłyby zaszkodzić ciąży. Przez ostatni tydzień wiele naczytała się o tych sprawach i gdy zakończyła opróżnianie lodówki zostały w niej tylko lakiery do paznokci.
Jako „Dobra Mama” jej matka powinna była przestrzegać reguł, które zostały zapisane na lodówkowych drzwiczkach, ale i tak było oczywiste, że nie będzie ich praktykowała. Och, gdyby tylko Bee mogła zostać w domu i jej przypilnować… Na wszelki wypadek zrobiła przed wyjazdem wielkie zakupy, składające się tylko ze zdrowej żywności, mając nadzieję, że Marli nie będzie się chciało iść do sklepu. Jedyna nadzieja w Laurze…

*

Niestety, wszystko, co dobre szybko się kończy… Blythe czekała na autokar z nieco podbudowaną psychiką i przekonaniem, iż brzuch jednak tak szybko nie urośnie. Autobus przyjechał nieco szybciej, więc przybysze skorzystali z oferty napicia się herbaty. Marcus z Marlą rozmawiali w altance. Bee strasznie była ciekawa o czym, zauważyła, że mężczyzna ma zmarszczone czoło i srogi wyraz twarzy, który widziała u niego po raz pierwszy. Mama szybko coś mówiła z rozbieganym spojrzeniem, nerwowo skubiąc serwetkę. Prędko zakończyli wizytę i już jechali do Niemiec. Blythe pierwszy raz chciało się płakać, kiedy opuszczała dom.

***

Weszła do McDolalda z Gustavem za plecami i od razu zrobiło jej się niedobrze od tego zapachu frytek. Nie lubiła frytek. Nienawidziła frytek. Uważała, że frytki są najgorsze na świecie. A Schafer akurat zamówił dwie porcje. Na szczęście udało jej się namówić go na shake’a, więc może nie umrze z głodu tak od razu.
- Och, Gustavo, doprawdy nie mam pojęcia jak udało ci się namówić mnie na obiad w tak ekskluzywnym lokalu. Może dlatego, że te całe „kary” aż kuszą, aby je złamać.
- Och, Blythe, doprawdy nie wiem z jakiego powodu uczepiłaś się mnie, kiedy chciałem w spokoju zjeść posiłek i mi tu jęczysz na dodatek.
- No bo co ty sobie myślisz, że ciągle w hotelu będę siedzieć?
Siedzieli chwilę w milczeniu, jedni jedząc, drudzy pijąc, ale żadne z nich nie było do tego przyzwyczajone.
- Bee? Mogę zadać ci niedyskretne pytanie?
Zastanawiała się przez chwilę siorbiąc swojego shake’a.
- Nie.
- Kto to jest Goran?
- Przecież mówiłam ci, że nic nie powiem.
- To znaczy, że już NIC nie powiesz?
Bee zawzięcie milczała.
- No odezwij się!
Cisza. Blythe patrzyła na niego znudzonym wzrokiem, podczas gdy on stroił głupie miny, by ją rozśmieszyć. Uniosła brew z politowaniem. Postawił na stoliku tackę zakrywając tym samym twarz. Po chwili położył ją na stole, a w nozdrzach miał duże rurki od napojów. Blythe z trudem powstrzymała się, by nie parsknąć śmiechem.
Po chwili namysłu zmienił taktykę i nabrał wody w usta. Siedział tak przez chwilę, po czym znienacka wypluł ją na Tygryska., nie dosięgnął jednak i zawartość jego jamy ustnej wylała się na stół. Ta otworzyła buzie z oburzeniem napełniając ją zaraz swoim shakem. Nabrała powietrza i „rzuciła” pociskiem w Gustava. Spudłowała, lecz to jej nie zniechęciło. Szybko powtórzyła czynność trafiając tym razem w oko i kawałek włosów chłopaka. Perkusista najwidoczniej się tego nie spodziewał, bo zaczął krztusić się wodą, którą miał zamiar wypróżnić na Blythe. Zrobił się cały czerwony, kaszlał, prychał, bił pięściami o stół – jednym słowem, a raczej pięcioma – miał objawy typowego zachłyśnięcia się. Po chwili podbiegł do nich kelner zaniepokojony jego zachowaniem. Spokojna do tej pory Bee odprawiła go pokazując, że wszystko jest w porządku i dalej siorbała koktajl.
Gustav zamarł. Leżąc na stoliku nie ruszał się prze chwilę.
- Dobra wygrałaś – mruknął podnosząc głowę i wycierając serwetką oko. – No, powiedz o nim. Proszę.
- Matko, co tu dużo mówić! Kiedyś ze sobą byliśmy, ale to już przeszłość – milczała chwilę, po czym w nagłym przypływie szczerości wyrzuciła z siebie. – Uczył mnie tańczyć hip- hopu. Zerwałam z nim, gdy znalazłam go zaćpanego w jego pokoju. Nigdy tego nie zapomnę…
- Ty też brałaś? – spytał niedyskretnie Gustav, ale widząc jej minę zdał sobie sprawę jak to zabrzmiało. – Przepraszam nie chciałem, wiesz… tego…- bąknął.
Po dłuższej chwili Bee odpędziła od siebie wspomnienia i rozchmurzyła się.
- No nic. To już przeszłość. Nie ma innych tematów? – zapytała dziarskim tonem.
- No dobra… Co powiesz na to: chodź, bo jest już późno i zaraz jedziemy na koncert? – zaproponował.
- Wydaje się bardzo interesujące – zaśmiała się dziewczyna. – Ty wyrzucasz śmieci! - rzuciła szybko i wybiegła z pomieszczenia.
Wracali zakapturzeni ciemną ulicą, choć na niewiele im się to zdało, bo każdy, kto ich znał rozpoznałby ich głosy. Gdy tylko weszli do luksusowego hotelu, Blythe od razu rzuciło się w oczy oblicze menagerki stojącej koło recepcyjnej lady. Pociągnęła Schafera za rękę i ze śmiechem wbiegła w najbliższy korytarz. Na rogu wpadli na jakąś postać. Menager Tokio Hotel obrzucił ich karcącym spojrzeniem, więc wyszczerzyli do niego zęby na pozór niewinności, ale zdradziły ich uciekające w bok spojrzenia.
- Chyba lepiej, żebym nie wiedział, co razem robicie? – spytał mierząc ich tym swoim przenikliwym spojrzeniem.
- My? Razem? – zbulwersowała się Bee szybko puszczając rękę Gustava.
- My się przypadkiem spotkaliśmy – dorzucił Schafer.
- Jasne – mruknął David i odszedł kręcąc głową.

***
Odzwyczaiła się od koncertowania, więc po występie była zbyt zmęczona by myśleć. Postanowiła spędzić cały dzień w łóżku.
- No ty chyba śmieszna jesteś! – tak właśnie zareagowała na jej słowa Karolina. – A zresztą… Rób co chcesz, ja idę na śniadanie.
Śniadanie było jednym z niewielu momentów, w których mogła spotkać się z Tokio Hotel, więc korzystała z tego jak mogła. Gdy pomyślała ile milionów dziewcząt chciałoby być na jej miejscu, to sama sobie zazdrościła. Poszukała chwilę jakiegoś dobrego miejsca, a kiedy zauważyła, że chłopaków jeszcze nie ma, usiadła koło Ali i Toli. Rozmowę przerwał im Gustav:
- A gdzie jest Blythe?
- Och, no wiesz… Wczoraj postanowiła sprawić sobie nową fryzurę… Trochę przesadziła z maszynką. Efekt zapłakany, a ona wstydzi się pokazać ludziom – powiedziała znudzonym tonem Karolina.
- Żartujesz! – krzyknął Tom, który stał obok perkusisty.
- Rzeczywiście. Tak naprawdę to ona ma zamiar cały dzień wylegiwać się, jeść czekoladę i czytać książkę. A opowiadałam wam jak wasze fanki…
- Nie możemy tego tak zostawić! – przerwał jej ponownie Kaulitz. – Ona nie może sobie tak po prostu czytać!
- Dlaczego? – zadała konkretne pytanie tancerka.
- Bo mi się nudzi.
- Acha… Ja w to wchodzę – przytaknęła od razu dziewczyna.
- Nie radzę wam tego robić – powiedział Gustav. – Ona was udusi.
- Chyba, że nie będzie wiedziała kto to zrobił – odparł dredziasty wysyłając znaczące spojrzenie perkusiście.
- No co ty ja nie…- zaczął się bronić Gustav, ale Tom, jak to miał w zwyczaju, wtrącił się.
- No, to załatwione. Idziemy.
I poszli. Kiedy tak szli, wymyślali sposób w jaki wywabić Blythe z pokoju.
- Może będziemy sprzedawać darmową czekoladę? – rzuciła inteligentnie Karolina.
- A po ile będziemy ją sprzedawali? – roześmiał się Schafer.
Karola plasnęła dłonią w czoło. Gdy doszli do pokoju mieli gotowy plan, ale brakowało im jednej osoby.
- Dobra to ja idę po Billa. On jest na tyle głupi, że na pewno się zgodzi. Acha i uważajcie na menagerkę, bo ona tu ostatnio często węszy – rzucił Tom i pobiegł po brata.
Po chwili wrócili, bo tak jak mówił, czarnowłosy łatwo się zgodził.
- No moi drodzy! Przystępujemy do akcji: „Stop Książkom”! – wykrzyknął jak prawdziwy dowódca dredziasty. Wszyscy popatrzyli na niego, jak na ostatniego kretyna. Chłopak lekko się zmieszał, ale jak przystało na szefa – nie dał tego po sobie poznać.
- Nieważne. Wszyscy na miejsca. Akcja!
Zajęli pozycje.

***

Bee była w tak ciekawym momencie książki, że chyba nic nie oderwałoby jej od lektury.
No może oprócz bitwy na korytarzu. Gdy tylko Karolina powiadomiła ją o tym wydarzeniu, rzuciła się za nią na hol. Nie było aż tak fajnie. Tom i Bill bili się, za przeproszeniem, jak baby. Już lepiej było patrzeć na Gustava i Filipa. Z drugiej strony ciekawe co on teraz robi… Przerwała rozmyślenia, gdy zobaczyła, że na jej łóżku nie ma książki. No nie! A akurat Maggie…Zaraz, zaraz! Dlaczego jej nie ma?

*

Spiskowcy stali pod drzwiami nasłuchując. A kiedy usłyszeli donośny ryk „ofiary” roześmieli się z dumą odmalowaną na twarzy. Tylko jeden Gustav z książką schowaną za koszulką jeszcze racjonalnie myślał.
- Wiecie co? Gdyby ktoś zrobił mi coś takiego, pierwszym moim odruchem, oczywiście po sprawdzeniu pokoju, byłoby szukanie sprawcy, lub obiektu poszukiwań, poza ścianami pomieszczenia. A jedyna droga wyjściowa prowadzi przez te drzwi. Dlatego wydaje mi się rozsądne żeby zacząć uciekać.
- Ja nie mogę! – zawył Tom. – Nie mogłeś tak wcześniej?! W nogi!
W momencie, gdy ostatnia noga zniknęła za zakrętem na korytarz wypadła rozwścieczona Bee. Do ich pokoju dotarła akurat w tym momencie, gdy załoga usadowiła się na miejscach i ostatecznie pozbyła zadyszki.
- Który to?! – wykrzyknęła wchodząc bez pukania i od progu ciskając w nich morderczymi spojrzeniami.
Podnieśli na nią wzrok.
- O co ci chodzi?- zapytał zdziwiony Georg, w którego pokoju jak zwykle siedzieli.
Rozjuszony Tygrys zaczął niebezpiecznie zbliżać się w stronę Toma.
- To ty, wieśniaku! Oddawaj książkę, bo oberwiesz!
- Ale to nie ja!
Sfrustrowana obróciła się w stronę Karoliny.
- Oddawaj książkę, bo nasikam ci znowu w łóżko!
- Ja jej nie mam! – wzbraniała się dziewczyna. „No tak to nie ona” powiedziała w myślach Blythe, „ ta kretynka dałaby się na to nabrać”.
- Gustav! Jeśli nie oddasz mi mojej książki to…
W tym momencie wiedziała już, że to on, bo nie wytrzymał i zaczął się śmiać, a potem uciekać. Bee oczywiście za nim. Dogoniła go w połowie korytarza i z impetem wskoczyła na plecy. Chłopak biegł przez chwilę niebezpiecznie pochylony do przodu, ale że strasznie się śmiał upadł na podłogę. Blythe wykręciła perkusiście ręce do tyłu i przycisnęła głowę do podłogi. Gustav był praktycznie bezbronny cały sparaliżowany, oczywiście, śmiechem.
- Ty miętowa gruszko do lewatywy! Hm… Zastanówmy się co mogłabym ci zrobić – powiedziała dziewczyna.
- Wiesz nawet wygodnie mi w tej pozycji, tylko proszę nie sap mi nad uchem – wydusił z siebie chłopak cały czerwony z niewiadomej przyczyny.
- Dupek. Zabieram ci za karę to…- ściągnęła mu czapkę z napisem „Split” i założyła na swoją głowę.- To…- odwiązała bransoletkę z muszelkami.- I… Czekaj chwilę. To! – Kit Kata w białej czekoladzie. Gustav nawet nie protestował. Obawiał się, że dzisiaj już nie wstanie z tej podłogi. To dziewczyna go rozbrajała. I to pod każdym względem. Podeptała jeszcze chwilę po nim i uciekła. Chłopak ledwo doczołgał się do pokoju. Widzowie już dawno wybiegli z pokoju Georga i podziwiali te scenę. Nie wszyscy jednak mogli się śmiać. Karola szybko uciekła w głąb pokoju, bo w końcu korytarza zobaczyła szanowną panią menager. Ta jednak nawet jeśli ją zauważyła to nie zwróciła większej uwagi, skinieniem reki przywołała do siebie leżącego na ziemi Gustava i nie zwalniając kroku poszła dalej. Po drodze weszła do damskiej toalety, wychodząc po chwili i ciągnąć Blythe za szmaty. Zdezorientowana dziewczyna lekko się ociągała.
- Ale p'sze pani o co chodzi? Przecież my niczego nie zrobiliśmy… To nie ja rozlałam kakao na korytarzu… - próbowała się tłumaczyć.
- Sza!
Doszli do jakiegoś pokoju. Dosyć dużego. Był bardzo zadymiony, a ciemne rolety nie przepuszczały ani odrobiny światła. Jasnoniebieskie ściany wydawały się prawie granatowe.
- No i co macie na swoją obronę?
Początkowo nie zrozumieli jej pytania. O którą rzecz mogło jej chodzić?
- Nie wiem o co pani chodzi – powiedziała głośną swą myśl Blythe.
- Jak to o co? To jest tego więcej? Oczywiście mówię o waszym wczorajszym wypadzie, od McDonalada od pewnej zaufanej os…
- Ja wczoraj nie byłem z Blythe- odzyskał rezon Schafer. – Tylko ze swoją dziewczyną. - kamał w żywe oczy udając oburzonego.
- Jak to nie? – brązowe oczy kobiety zmieniły się w szparki. – Kilka osób może o tym poświadczyć.
- Może pani źródła są błędne – ciągnął niewzruszonym tonem. – Cenię sobie prywatność i nie mam nic więcej do powiedzenia. Żegnam. – pociągnął Bee za łokieć i obydwoje wyszli z ponurego pomieszczenia.

***

- Mówię ci! Ale ją zatkało! – opowiadała Karolinie zamknięta w łazience Bee.
- Teraz są dwie opcje: albo zostawi was w spokoju…
- Albo zaatakuje ze zdwojoną siłą – odpowiedziała za nią towarzyszka. – Ale co ich to obchodzi? Przecież na nas zarobią – ciągnęła Blythe wychodząc z toalety.
- Kwestia tego, że będziemy bardziej sławne niż Blog 27 – roześmiała się Karolina.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czarna
Administrator



Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 595
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: kolbuszowa city xD

PostWysłany: Sob 13:12, 09 Wrz 2006    Temat postu:

No wreszcie! Już myślałam, że się nigdy nie doczekam nowej części...
No więc co mam napisać? Opcja standard: świetna część xD. Ja nie wiem, no... Każda część "Terakotowego ciastka" jest zajebista ;P. Może napiszcie coś beznadziejnego, żebym miała co krytykować?
A ta Blythe musi mieć niezłe mięśnie... Rozbroić Gucia, to nie byle co ^^.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiulla




Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zapomniałam... xD

PostWysłany: Nie 20:26, 01 Paź 2006    Temat postu:

Ech laski, dajecie!Very Happy
Dawno nie dawałyście nowego odcinka!Sad
Raz raz^^
Wasze opo jest zajebiste i wiecie o tym, to się powtarzać nie będęVery Happy
Albo będęVery Happy
Zajebiste:D

No.

To teraz tylko dodajcie nowy odcinek:D


Buźka!Very Happy

Asiulla!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny&Roger




Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:27, 15 Paź 2006    Temat postu:

Rozdział XVIII * Miłości mową nie jest słowo, lecz boski pocałunek. *

We’re back! Wróciliśmy po długich wakacjach na teneryfie… Heh marzenia na bok. Wróciliśmy z niczym nie zasłużonej przerwy. Z przerwy wywołanej naszym lenistwem oraz zaniedbaniem. Chociaż teraz czas na nieco ulepszone „Terakotowe Ciastko”. Dużo nie będziemy się rozpisywać. Przepraszamy tylko za to, że zapomnieliście już nasze opowiadanie - ma być o naszym opowiadaniu. Bo nie wątpimy, że nie zapomnieliście o nas. Dziękujemy przeraźliwie:
Misterce – za hippe xD
Sylwii – och tajemnicza nieznajomo kim jesteś?
Sanae – za „Black” Razz
Asiulli – która jednak o nas nie zapomniała ^^
Heidi – która wytrwale komentuje jeszcze nasze opowiadanie
Luszynowi, Pałance, Georgowi - ich liebie dich heh, Mary Jean i wszystkim którzy robią to samo co Heidi Razz
Naszym kochanym koleżankom z forum,bo takło Razz to jest:
Lnd – za to, że nas wprowadziła w tookioohotel
shirze- za Bieszczady ’07
i wszystkim, którym zapomniałyśmy podziękować... Zdarza się.

PeEs : Tekst nie jest sprawdzony. Zrobimy to później...

Ok. niech C.L.O.C. będzie z wami Very Happy

***

Tak naprawdę to rzeczywiście były może nie tyle tak sławne i rozpoznawalne jak Ala i Tola, ale na pewno było wokół nich więcej szumu. Chociaż sam Gustav, jak i Blythe, czy Karolina, a nawet menagerka starali się dementować fakty, to niewiele to dawało. Irena Majer (menagerka) pomyślała, iż najlepszym rozwiązaniem będzie rzucenie tancerek w wir pracy. Jak pomyślała, tak zrobiła. Wystarczyło parę dodatkowych treningów i od razu widać było skutki. Bee widywała Tokio Hotel dwa razy dziennie: na śniadaniu i przed koncertem. Przez ten cały czas spędzony z Karoliną zdążyły się zaprzyjaźnić, choć Tygrysek dalej nie trawił niektórych odchyłów koleżanki. Z wzajemnością.
- Jeszcze jeden i obiecuję, że wykituję – rzuciła Blythe padając na podłogę po kolejnych wyczerpujących ćwiczeniach. – Po co ona to robi skoro układy mamy wyuczone? Myliłam się tylko na pierwszych trzech koncertach… Beznadzieja… To jest taaaa…- tu ziewnęła przekonująco - …takie nudne. Czasem się zastanawiam, po co tu w ogóle przyjechałam. Ta zołza tylko się na nas wydziera, fanki Tokio Hotel nas napastują, w ogóle wszystko się przewróciło do góry nogami. Już sobie wyobrażam, co się w szkle będzie działo. Jak ja nadrobię te zaległości?!
- Blythe, uspokój się. Przecież mało nie zarabiamy. To jest motywacja.
- E tam – motywacja. Motywacja to będzie jak nie zdam. A nie zdam na pewno, bo nie pamiętam jak się dzieliło pod kreską. Zaliczę tylko niemiecki, a przecież nie mogę mieć już wyższej oceny…
Na szczęście krótkie były chwile zwątpienia. Kto by o tym myślał, gdy było tyle centrum handlowych, a w kieszeni miałoby się gotówkę?
Któregoś dnia, gdy wracały ze sklepu, zobaczyła COŚ i już wiedziała, że nie spocznie, póki nie osiągnie wybranego celu. Trzeba tylko znaleźć kogoś pełnoletniego. Nie… Marcus by jej nie pozwolił na coś tak głupiego… Filip! Całkiem o nim zapomniała. Zaraz też pobiegła do jego pokoju na drugim piętrze. Jego współlokatorem był Bartek – ekspert od oświetlenia. Maił dwadzieścia siedem lat i zawsze poważną minę. Może dlatego nie przypadł dziewczynie do gustu? Weszła do ich pokoju, jak zwykle bez pukania. Filip leżał na łóżku i czytał gazetę. Bee była prawie pewna, że się zgodzi.
- Słuchaj, masz jakieś marzenia? – spytała. Ten gwałtownie podniósł głowę, najwidoczniej dopiero zauważając jej obecność.
- No to chyba oczywiste…
- A gdybyś miał możliwość, by je zrealizować, to ile byłbyś w stanie poświęcić?
- Nie wiem. Zależy… Ale ty coś kręcisz – zaśmiał się chłopak.
- Wiesz, ja mam teraz taką możliwość i ten, jesteś mi potrzebny, dlatego ubieraj się i chodź.
- Ale gdzie?
- Zaraz się przekonasz. No chodź! Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę, proszę…
- No dobrze, czekaj.
-Weź dowód!
Filip szybko zrobił to, co miał zrobić i już mieli wychodzić, kiedy Blythe się coś przypomniało.
- Zapomniałam powiedzieć Karolinie! Wracamy do naszego pokoju.
- Ej?
- Co?
- Dlaczego masz czapkę Gustava?
- Bo mi się podoba.
- On?
- Nooo… Eee co? Znaczy się czapka mi się podoba.
- Mhm… Rozumiem.
„Nie rób takiej miny” pomyślała, ale wolała nie pogarszać swojej sytuacji. Karolina jako jedyna została wtajemniczona w jej tajemnicę i nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby przegapić takie widowisko. Wzięła aparat.
Gdy dotarli na miejsce Filipa zatkało.
- Naprawdę chcesz skoczyć na bungie? – wzrokiem wyraził bezgraniczne zdumienie.
- No! – wykrzyknęła z błyskiem oku – Tylko ty jesteś teraz moim opiekunem i musisz wyrazić zgodę.
- A twoja mama o tym wie? – przyjął surowy wyraz twarzy.
- Tak. Znaczy się nie, ale jakby wiedziała to nie miałaby nic przeciwko – powiedziała pewnym siebie głosem, choć tak naprawdę nie miała pojęcia jak zareagowałaby jej matka.
- Skoro tak uważasz… No dobra.
Po wypełnieniu wszystkich formalności, Blythe stanęła w długiej kolejce. Coraz bardziej zbliżała się do barierek i coraz większe opanowywało ją zwątpienie w słuszność swojej decyzji. Stanęła u szczytu schodów i już miała zawrócić, gdy jakiś mężczyzna skinął w jej stronę głową. Podeszła do niego i usłyszała, że jest następna. Ogarnęła ją panika (dość naturalna reakcja w tych okolicznościach).
- Jesteś ostatnia w kolejce – rzucił chłopak przypinając ją do liny. – Za ile skoków zapłaciłaś? – mówiąc to dokładnie zlustrował ją wzrokiem.
- Och tylko za jeden – dziewczyna postanowiła wykorzystać sytuację. – Trochę się boję – uśmiechnęła się do niego.
- Jak chcesz mogę skoczyć z tobą – zaproponował szybko, lecz widząc, że na twarzy Blythe pojawił się cień zawodu równie szybko dodał – Pierwszy skok, oczywiście.
- Hm… Ale na drugi już mi nie starczy kasy…
- Drugi będzie darmowy, w zamian za to, że dasz się gdzieś zaprosić.
Bee pomyślała, że chłopak jest całkiem przystojny i ma imponujący tatuaż.
- Nie ma sprawy. Blythe.
- Franz. Trzymaj się mnie mocno, głupku.
Odwrócił ją tyłem do spadu, a sam stanął za nią.
- Podnieś ręce – komendował.
Wykonała polecenie. Ta chwila dłużyła się w nieskończoność, nie wyło odwrotu. Czuła rozpierającą ją adrenalinę. Właściciel skórzanej kurtki (przez „ó”, oczywiście) szturchnął jej ramię, zachwiali się i polecieli do tyłu.

***

Karolina Kaszanka czekała aż Bee skoczy już pół godziny. Było jej zimno w nogi i w nos, a buty to chyba przymarzły jej do ziemi. Początkowe zafascynowanie minęło jej bezpowrotnie i żałowała, że wzięła aparat. Nie mogła przez niego schować ręki do kieszeni. Logiczne. W duchu pocieszała się tym, że Filip w ogóle nie ma rękawiczek. Zaraz też ujrzała Blythe stojącą do niej tyłem. Od razu przyłożyła obiektyw do oka i z napięciem obserwowała.
- Ej, obczaj, ona nie jest sama… - Ale jej słowa zagłuszył krzyk chłopaka i dziewczyny. Wyglądało to niesamowicie, choć trwało kilka sekund. Tancerka zdążyła zrobić mnóstwo zdjęć. Zaraz też wciągnięto ich na górę. Czekali na Blythe, lecz ta długo się nie pojawiała. W pewnej chwili, niespodziewanie, zadzwonił telefon!
- Halo?
- Zrób zdjęcia jeszcze raz! – Bee szybko się odłączyła. Karola stała przez chwilę niewiele rozumiejąc i tępo patrząc w górę. Po chwili aż krzyknęła, kiedy ujrzała Blythe lecącą ponownie i wydzierającą się w niebogłosy. Na szczęście zdążyła pstryknąć parę fotek. Tym razem nie musieli czekać na nią zbyt długo…

***

- No, mów już! Coś mi się wydaje, ze to tylko z powodu obecności Filipa byłaś taka małomówna.
- Oczywiście! Padniesz jak usłyszysz. Umówiłam się z nim! Znaczy się z tym kolesiem od sprzętu. Niezły. Co ja gadam? Za-je-bis-ty! – emocjonowała się Bee.
- Dobra, nie podniecaj się tak! – powiedziała Karolina tym samym tonem.
Dziewczęta siedziały w pokoju w pidżamach, chociaż było dopiero po dwudziestej trzeciej. Czekały na przyjście pani M. (oficjalnie pani menager, nieoficjalnie Miągwa.) A później miały zamiar wymknąć się na jakąś imprezę. W końcu zasady są po to, żeby je łamać, więc kiedy tylko zmniejszyła rygor postanowiły skorzystać z okazji. Po codziennym „sprawdzeniu obecności” zaczęły się szykować. Zajęło im to tylko wyjątkowo pół godziny, po czym wyniknął pewien problem. Karolina nie chciała iść sama.
- No weź przestań! Wiesz jak ja się będę czuła? Jak jakaś przyzwoitka! – dramatyzowała.
- O nie! To straszne! – beznamiętnym głosem rzuciła Blythe. – Daj spokój wyrwiesz jakiegoś chłopaka.
- Na Filipa nie ma co liczyć, bo sam z kolegami poszedł gdzieś na bilard… - głośno myślała Karolina.
- To wymyśl coś, a ja idę oddać prostownicę Georgowi, bo moja się przypaliła i mu…
- O pójdę któregoś poprosić!
- Wydaje mi się, że nie będą mieli ochoty. Dzisiaj cały dzień dawali wywiady, słyszałam jak się skarżyli, że są zmęczeni…
- No coś ty! Głupia jesteś! Daj odniosę to za ciebie. – I szybko ruszyła w stronę pokoju. Karolina miała pewność, że któryś pójdzie. Energicznie wkroczyła do pomieszczenia. Wszyscy byli jak zwykle obecni – w końcu to pokój Georga.
- Heeej! – krzyknęła, a oni niechętnie podnieśli głowy. – Blythe oddaje. – Mówiąc to położyła prostownice na szafkę. – Wiecie…. Idę sama na imprezę: potrzebuję towarzystwa. Ma ktoś ochotę?
- Nieee – odpowiedział Bill. – Spać mi się chce.
- Mi też – rzucił Tom, a zanim pozostała dwójka. Karolina zrobiła zawiedzioną minę.
- Kurczę szkoda. To chyba nie pójdę, bo tak mi głupio. No wiecie, Blythe z Franzem, a ja tak sama…
- Z kim? – od razu ożywił się Gustav. Na to liczyła.
- No z Franzem – jej hm… kolegą, bo…
- Daj mi pięć minut.

***

- Mówiłam, że ktoś się zgodzi – trajkotała wchodząc do pokoju i biorąc torebkę. – Poza tym samej bym cię nie puściła, nie wiadomo, co by ci przyszło do głowy… - Mówiła tak jeszcze kilka minut. Musiała się wygadać, jeśli nie chciała tego robić na imprezie. Gdy były już pod pokojem Georga, Bee wreszcie wtrąciła:
- Z kim idziesz?
- Z nim – nietaktownie odparła Karolina wskazując palcem na wychodzącego właśnie Gustava. Blythe chciała uderzyć się dłonią w czoło, lecz w porę się powstrzymała.
- O! Część chłopie! – rzuciła zmieszana.
- Witam. A gdzież podział się ten twój… no jak on miał… Franz?
Dziewczyna dumnie uniosła głowę:
- Mój Franz… Czeka nam miejscu, więc pospieszmy się – powiedziała i szybko ruszyła przed siebie.

***

Jej Franzem okazał się WYSOKI, szczupły i przystojny chłopak, z kilkucentymetrowym irokezem na głowie. Miał imponujący tatuaż na szyi, który od razu rzucił się chłopakowi w oczy. Blythe momentalnie rozpromieniła się na jego widok. A co jeszcze gorsze ten na powitanie pocałował ją w policzek. Z grzeczności przedstawiła go i Karolinę. Franz rzucił krótkie „cześć” obdarzając drugą tancerkę szybkim i przenikliwym spojrzeniem. Najwidoczniej nie uznał jej za zbyt interesującą, bo znowuż zaczął się gapić na Bee. Na Gustava nawet nie rzucił okiem. Perkusista nie lubił być ignorowany, dlatego miał prawo odczuwać do niego niechęć, choć szczerze mówiąc pojawiła się ona o wiele szybciej.

***

Była już druga, kiedy Karolina uświadomiła sobie, że rano mają trening. Odszukała wzrokiem Blythe, która tańczyła z Franzem. Matko, czy ta dziewczyna przesiedziała chociaż jedną piosenkę? Podeszła do Bee, ale po drodze zaczepił ją całkiem niezły chłopak, więc dogadały się dopiero trzy piosenki później.
- Zmywamy się! – po raz kolejny przekrzykiwała tłum. – Gdzie Gustav?
- Tańczy z jakąś laską! Idź po niego! – dopiero wtedy zdała sobie sprawę jak głośno dudni muzyka. Może już jej popękały bębenki. Dwadzieścia minut później cała trójka, po pożegnaniach (Gustav), wylewnych pożegnaniach (Blythe) i odnalezieniu torebki (Karolina) nareszcie wylądowała pod lokalem.
- Będziemy musieli być cicho! – krzyknęła Bee lekko ogłuszona hukiem.
- Co?! Nic nie słyszę! – odkrzyknęła Karolina
- Mówi, że fajne basy były – wykrzyczał Schafer.
Kiedy doszli do hotelu. Prawie całkowicie odzyskali słuch. Dobrze, że nie pili dużo, bo bezgłośne dojście do pokoju byłoby wtedy trudniejsze. O trzeciej trzydzieści leżały już łóżkach, po szybkim prysznicu. Imprezą zachwycały się do czwartej, a Franzem do piątej. Ostatecznie o szóstej poszły spać.

**

Cały dzień zachowywała się jak zombie. Może nie chodzi o wygląd. Bardziej zachowanie. Dzień nie zapowiadał się wesoło. Zaspały na śniadanie, ciągle myliły się na treningach. W autobusie odespały część „straconej” nocy, także koncert był znośny.

Zaraz o koncercie Bee miała spotkać się, po raz ostatni z Franzem. Obiecał, że obejrzy jej występ, ale raczej trudno było go wyłowić z tłumu. Czekała na niego po koncercie, a potem jeszcze chwilę przed odjazdem swojego autokaru. Chłopak nie pojawił się. Nie było go również godzinę później. Na chwile przed skończeniem show chłopaków z Tokio Hotel zadzwonił informując, iż pewnie sprawy stoją mu na przeszkodzie, aby dzisiaj się spotkali. Trochę to wkurzyło Blythe, bo ryzykowała dla niego przyjazd do hotelu zakazanym autokarem. Sala koncertowa nie była bardzo oddalona od jego miejsca zamieszkania, więc kiedy dowiedziała się, że pani menager zajmuje teraz miejsce jej i Karoliny, postanowiła pójść pieszo.

Wracając cały czas musiała pytać się o drogę, z każdym krokiem bała się coraz bardziej. Było ciemno, nie orientowała się gdzie jest, a po ulicach kroczyli jacyś nieznani ludzie. Wyklinała pod nosem swoje głupie pomysły. W końcu, po niekrótkim błąkaniu, wyszła na główna drogę, bo od dłuższego czasu bała się nienażarty słysząc za sobą jakieś wyimaginowane kroki. Gdy się odwracała nikogo tam nie było, dlatego nie była pewna w słuszność swych przypuszczeń. Wyobraźnia zaczęła coraz dotkliwiej płatać jej figle, w każdym zakątku widziała cienie i słyszała tajemnicze szepty. Tam przynajmniej było jaśniej dzięki często przejeżdżającym samochodom, ale za to musiała iść wolniej, bo na chodniku utworzyła się śliska pokrywa lodowa. Naraz zatrzymał się przed nią jakiś autokar z przyciemnianymi szybami. Dziewczyna ostrożnie przeszła koło busa, starając się, co chwile na niego nie spoglądać. Gdy była jakieś dziesięć metrów za obiektem zainteresowania z pojazdu wyłonił się, sądząc po sylwetce, mężczyzna, który najwyraźniej zmierzał w jej stronę. Blythe odwróciła się zamierając w pozycji obronnej, to jest z pięściami uniesionymi na wysokości klatki piersiowej.
- A co ty tu robisz?! Sama?! Po nocy?! – huknął basem tajemniczy człowiek. Dziewczyna chciała powiedzieć, iż „czeka na okazje, bo w końcu jest w pracy”, lecz w porę uznała to za szalenie nie na miejscu.
- Podejdź jeszcze krok, a zęby utkną ci w gardzieli…- warknęła po chwili, starając się, by jej głos brzmiał… jak najgroźniej. Lecz kiedy zauważyła, iż jegomość nie ma zamiaru odejść dodała:
- Mój dziadek był bokserem!
Ale to również nie przyniosło oczekiwanego efektu, ponieważ mężczyzna, który z początku parsknął rechotem, teraz śmiał się w najlepsze. Od razu go rozpoznała.
- Marcus! – krzyknęła normalnym głosem. – Ale mnie przestraszyłeś!
Cieszyła się, że to on a nie jakiś… lepiej nie myśleć. Po chwili jednak przypomniała sobie o Miągwie i jej wredocie. Momentalnie spochmurniała.
- A właściwie, dlaczego się zatrzymałeś? – spytała, starając się, aby ton jej głosu był jak najbardziej obojętny.
- Daj spokój nie będziesz się włóczyła sama po nocy… Nie wiadomo ci się tam czai w krzakach…- powiedział ojcowskim tonem, którego tak bardzo u niego nienawidziła. W ogóle do niego nie pasował. Ten ton oczywiście. Tak samo jak matczyny do Marli, pomyślała.
Doszli już do drzwi pojazdu, w którym zawsze było tak przyjemnie ciepło, a każdy miał zapas czekolady w torbie.
- Nie, ja się przejdę. Potrzebuje tego, a przecież trochę ruchu jeszcze nikomu nie zaszkodziło… W ogóle uważam, że to nie jest najlepszy pomysł, żeby… - ale nie dokończyła, zostając brutalnie wepchnięta przez kierowcę do auta. Złapała rozpaczliwie za klamkę, próbując jak najrychlej opuścić pojazd, lecz widząc kpiący wzrok menagerki coś się w niej zbuntowało. Wysłała jej najbardziej wyzywające spojrzenie, na jaki było ja stać w dane sytuacji i powiedziała:
- Ale co mi tam. Zostaje.
- Myślałem, że twoje spotkanie z Franzem będzie trwać trochę dłużej – zaczął Gustav, kiedy tylko usadowiła się obok niego.
- Och no wiesz, nie myśl, bo ci to najwidoczniej nie służy – syknęła nie miło.
- Och czyżbyś była zdenerwowana?
- Och nie mam pojęcia skąd wyciągasz takie mylne wnioski…
- Och może z twojej miny?
- Och bynajmniej nie musisz się jej oglądać.
- Och skąd ta nutka irytacji w twym głosie?
- Och gówno cię to obchodzi.
- Och nawet nie wiesz…
- Przestańcie! – przerwał im gwałtownie Tom, bo ich głosy z każdym zdaniem podnosiły się o kilka tonów.

*

Siedziała chwilę naburmuszona, bo wiedziała, że Gustav mówił prawdę. Franz tak ją zlekceważył! W ogóle go nie obchodziła. Jak zwykle w chwilach zdenerwowania nie dopuszczała do siebie głosu obiektywizmu. To by tylko pogorszyło jej humor.
- No nie pusz się tak – mruknął Schafer. Spojrzał ekscentrycznie na zajadającego właśnie KitKata, westchnął, znowu spojrzał, podrapał się po nosie, jeszcze raz spojrzał, następnie utkwił wzrok w dziewczynie marszcząc przy tym brwi, ponownie westchnął i w końcu po krótkiej wewnętrznej walce przełamał się... – Masz kawałek na zgodę. – Dziewczyna zerwała się z miejsca i łapczywie pochłonęła prawie połowę batona. Pani Menager patrzyła na cała sytuację z ukosa.
- Ej nie tak dużo – krzyknął perkusista ze zrozpaczoną miną.
- Ale to nie oznacza, że nie jestem na ciebie zła, a ty nie jesteś pierniczonym szowinistą…- zaczęła z pełną buzią.
- Ale za co? – zapytał zdezorientowany chłopak piskliwym głosem.
- Ogólnie… jesteś chłopakiem!
- Och – zatkało go na chwilę. – Przepraszam bardzo, ale to wina moich rodziców. – roześmiał się się- ej ty dalej nosisz moją czapkę! – Krzyknął.
- Szybki jesteś – uśmiechnęła się wrednie. – Nawet nie myśl, że ci ją oddam.
Niestety byli już na miejscu, bo Bee miała ochotę pograć jeszcze trochę cna nerwach Miągwy. A na początku wydawała się taka miła! Szybko wyszła z busa i usadowiła się na plecach Gustava.
- Nogi mi w tyłek włażą. Masz mnie zanieść do pokoju – wykrzyknęła, łowiąc z satysfakcją zdegustowane spojrzenie Miągwy.
- A co za to będę miał?
- Powiem ci na miejscu – chciała powiedzieć to zalotnie, ale śmiech całkowicie popsuł efekt. Przypomniała jej się podobna sytuacja z Filipem co jeszcze bardziej ją rozśmieszyło. Czekała, aż chłopak załamie się pod jej ciężarem, jednak to nie nastąpiło. Mozę ma zbyt silną motywację? Zaśmiała się w duchu. No tak, ludzi bardziej ciągnie do niespodziankę, niż do miętusów i dozgonnej wdzięczności. Trzeba to zapamiętać na przyszłość.
- A co chcesz? – spytała kiedy ją tak niósł.
- Ale o co ci chodzi?
- No w zamian…
- Aaa! Hm… Liczyłem na jakąś inicjatywę twojej strony. – odrzekł stawiając ją obok hotelowych drzwi do jej pokoju.
Stali chwilę w milczeniu, on wpatrujący się w nią z wyczekująca miną, ona wpatrujące się w niego, wyraźnie próbująca coś wymyślić. Co chwile przekrzywiała głowę i mrużyła oczy.
- Mam v- krzyknęła. – Kopnę cię!
- Nie, tego się spodziewałem, a więc to nie jest niespodzianka. Mozę… wiesz… w łamach nagrody, oczywiście… Mógłbymciępocałować? – wymamrotał szybko patrząc w bok.
– Co ty tam mamroczesz pod nosem? – spytała celowo Bee, udając, że nie słyszy, bo te słowa najwyraźniej przychodziły mu z trudem.
Wziął głęboki oddech.
- Czy byłoby w porządku, gdybym cię pocałował?
Dziewczyna oczywiście znała swoją odpowiedź, lecz chciała wprowadzić odrobinę nerwowej atmosfery i ogólnie podroczyć się z czerwonym na twarzy oraz z bordowym na uszach Schaferem.
- Nooo… - zaczęła. – Tak sądzę…

***

Karolina czekała na Blythe już trzecią godzinę, gotowa kryć ją gdyby Miągwa pytała o powód jej nieobecności, ale wcale się na to nie zapowiadało. Było już grubo po dwudziestej trzeciej, a ani jednej ani drugiej nigdzie nie było widać. Szlag by to jasny trafił, trzeba będzie wyjść z łóżka, a w tym głupim pokoju znajdował się telewizor, zamiast jakiegoś porządnego grzejnika. Aż strach pomyśleć jak będzie na korytarzu. Dla dobra sprawy przezwyciężyła jednak lenistwo, ( co z tego, że zajęło jej to piętnaście minut – liczy się gest) bo usłyszała jakiś hałas. To pewno reszta w końcu wróciła, ale chyba bez Bee, bo już dawno byłaby w pokoju. Uchyliła lekko drzwi i już miała wychodzić, gdy zrozumiała powód, dla którego jej koleżanki tak długo nie było. Na korytarzu stali Shelterowa i Gustav, ale nie zauważyli obecności Karoliny, bo byli zbyt zajęci sobą. No cóż, pomyślała, lepiej im nie przeszkadzać. Zamknęła drzwi z powrotem, zastanawiając się jakie korzyści byłyby ich domniemanego związku. Siedziała chwilę na fotelu, lecz długo tak nie mogła wytrzymać. Oczywiście nie chodziło tu o to, że było jej przeraźliwie zimno w palce od nóg, lecz o świadomość tego, co się dzieje za drzwiami. Chciała ich jakoś spłoszyć, bo choć wydawało się to głupie trochę się tym wszystkim krępowała. Zadzwoniła do recepcji, aby połączyli ją z pokojem numer 114. Długo nie odbierali, wiec zaczęła mieć wątpliwości, czy to na pewno pokój Georga. Po kilku sygnałach w końcu ktoś podniósł słuchawkę. Ale to nie był głos basisty, należał on natomiast do najmniej pożądanej osoby, która miałaby jej pomóc w tym momencie – do Billa.
- Rezydencja państwa Adamsów. Tu Morticia…
- Eee… Jest Georg?
- Aaa… to ty. Jest, ale nie może teraz podejść. Sądząc z odgłosów dobiegających z łazienki, depiluje sobie właśnie linię bikini…
- To go stamtąd wywołaj, bo to poważna sprawa.
- Halooo… - zabrzmiał głęboki głos Georga.
- Proszę cię! Ratuj mnie! Coś jest nie tak z Gustavem i Blythe! Coś im się stało! Nie iwem co mam robić…
- Dziewczyno uspokój się! Nie panikuj… Już biegnę.
Kiedy tak biegł i biegł i myślał, że lepiej by było gdyby ściął włosy i sprawił sobie ściął włosy i sprawił jakąś bardziej aerodynamiczną fryzurkę… Wracając do tematu: biegł, biegł i trochę wolniej biegł, bo się zmęczył (tłumaczył sobie, że to włosy spowalniają tą czynność tamując powietrze, które opływało jego bicepsy, a zatrzymywało się właśnie na głowie)…Wracając już po raz ostatni do tematu i nie dopuszczając do niego myśli Georga, który dalej biegł i właśnie wpadł na Gustava, przemierzającego korytarz z głupim uśmieszkiem na twarzy oczywiście.
- Wiesz co? Nie wiem czemu zrezygnowałem z baletu… Teraz chętnie bym sobie wykonał taki piruet czy jaskółkę…- zaczął rozmarzonym tonem perkusista jeszcze bardziej głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. Oczywiście.
- Boże człowieku co ci się stało? – zapytał szczerze strapiony Georg, lecz Gustav nic mu nie powiedział. Oczywiście ja – Narrator, wszystko widziałem, ale nie mogę się tym podzielić z chłopakiem, bo przecież ja tu tylko sprzątam… Cóż za dyskryminacja!
Georg pomyślał, że Karolina miała rację, ale przezornie nie poinformował o tym kolegi. Chociaż pewnie nawet gdyby to zrobił niewiele by do niego dotarło. Ciekawe czy z Blythe też jest aż tak źle, bo z Gustawem naprawdę nie było w porządku. Przy zdrowych zmysłach nigdy nie przyznałby się, że tęskni za baletem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Asiulla




Dołączył: 03 Wrz 2006
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zapomniałam... xD

PostWysłany: Nie 15:29, 15 Paź 2006    Temat postu:

1?Very Happy


Hahaahahaa!Very Happy
<lol2>
No nie moge:D
Umcyk umcyk...

Asia uspokuj się!
Dobra sory...Very Happy

Świetny odcinek!Very Happy

Te teksty...Very Happy
"Dzeń dobry tu rezydencja państwa adamsów" <lol2>Very Happy

Biegł i biegł i trochę wolniej biegł bo się zmęczył <lol2>

Ja nie wyrobie przy tym opowiadaniu Very Happy
Jakie wy macie teksty!Very Happy
ZAJEBISTE!!!!Very HappyVery HappyVery Happy
<lol2>

Mówisz całowali się....
Mhm mhm hmh...Very Happy
Hmh hmh mhm Very Happy

Super:D

Asiulla


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czarna
Administrator



Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 595
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: kolbuszowa city xD

PostWysłany: Pon 16:08, 16 Paź 2006    Temat postu:

Buahahahahahaha. Dobre ;D.
Rzeczywiście, ten moment z Georgiem jest wyjebisty... W ogóle wszystko jest taaaakie fajnee... No i NARESZCIE się pocałowali... Nareszcieee! xD

EDIT:
O moja matko... dzięki za podziękowania (buahaha, ale to brzmi: "dzięki za podziękowania" xP). Hipa rlz! xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o Tokio Hotel Strona Główna -> Wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin