Forum Forum o Tokio Hotel

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Terakotowe ciastko XD
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o Tokio Hotel Strona Główna -> Wieloczęściówki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Johnny&Roger




Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:06, 06 Sie 2006    Temat postu: Terakotowe ciastko XD

Jest to kolejne opowiadanie z udziałem Tokio Hotel. Jedno z wielu milionów, ale pozory mylą. Bohaterka nie zakocha się w Billu, nie zajdzie w ciążę i nie podetnie sobie żył. Mile widziane obiektywne komentarze. Życzymy miłej lektury. Wklejamy dwa rozdziały na zachęte Razz I choć mogą wydać się nudne, zważcie na to, iż są to nasze początki, akcja rozkręci sie z czasem, a dalsze rozdziały będą lepsze pod każdym względem. Logiczne ^^' Dziękujemy Landrynce za to, że nas "wprowadziła" ...

Rozdział I *dopóki oddycham, nie tracę nadziei*

***

Nie zawsze miałam dobre kontakty z mamą. Mimo swoich trzydziestu trzech lat wygląda olśniewająco. Kiedyś zapytałam się jak oszukała młodość - mało zmarszczek, kobieca figura, energiczne ruchy i wielki optymizm. Wtedy odpowiedziała mi, że tą receptą jest miłość do mnie i uśmiech oraz pomoc paru lepszych kremów. I chociaż zabrzmiało to banalnie, tych słów nie zapomnę do końca życia. Wtedy nastąpił przełom. Zrozumiałam, że czas zmienić swoje życie o trzysta sześćdziesiąt stopni. Zmiana nie tylko charakteru, ale również takich szczegółów jak styl ubierania się, czy wystrój domu. Ta diametralna zmiana nie dotyczyła tylko mnie. Poddała się jej również moja mama. Koniec z niemodnymi ciuchami i ciemnymi szminkami. Zrozumiałam wówczas jak ważna jest dla mnie matka, która pomimo tylu cierpień w życiu pała mnie dalej szczerą miłością. Większość sprawiłam jej ja. Zaszczytne miejsce drugie należy się mojemu ojcu. Kiedy mama zaszła w ciąże uciekł za granice zarzucając jej, że zasadziła na niego pułapkę biologiczną. Było to najgorsze, co mógł zrobić tej siedemnastoletniej dziewczynie, która nawet jeszcze nie skończyła szkoły. Jej sytuacja była tym bardziej kłopotliwa, że od dziecka wychowywała ją babcia. Lecz kłopoty zaczęły się rozwiązywać. W babci znalazła oparcie, urodziła dziecko, zdała maturę. Lecz jej ambicje sięgały dalej. Kiedy podrosłam poszła na studia. Wtedy umarła babcia, której śmierć bardzo przeżyła.
Parę lat później mogła pochwalić się własną kawalerką oraz dobra pracą dziennikarki w mało znanym kobiecym czasopiśmie. Bardzo dobrze pamięta ten listopadowy wieczór, kiedy to zapukał do jej drzwi z bukietem róż. Zrozumiała, że dalej działał na nią jego urok. Może to i lepiej, że mu wybaczyła. W końcu w grę wchodziło jeszcze szczęście jej córeczki, która potrzebowała ojca. Niestety ta sielanka nie trwała długo. Po kilku miesiącach wymarzony książę z dobrze płatną praca, ten przy którym miała czuć się bezpiecznie, zmienił się w bezrobotnego agresywnego alkoholika. Swoją złość wyładowywał na niej, kiedy po ciężkim dniu pracy wracała do domu. Wierzyła, że się zmieni, a wtedy znów będą szczęśliwi. Znosiła wszystko tylko dla mnie, dla jej córki. Zrozumiała, że to wszystko nie ma sensu, kiedy zaczął bić i mnie. Wtedy postanowiła zacząć wszystko od nowa. Musiała być silna i skupić całą swą uwagę na swojej pięcioletniej Blythe. Wyjechała z Niemiec do swojej ojczyzny – Polski. Znalazła nową prace i nowe mieszkanie. Pragnęła jedynie szczęścia swojego dziecka, ale coś działo się nie tak….
Kiedy byłam mała nie rozumiałam wielu rzeczy. To chyba oczywistem, w końcu byłam dzieckiem i postrzegałam świat oczami sześciolatki, która połowę swojego życia spędza w przedszkolu, a potem w swoim pokoju, cichutko, żeby nie przeszkadzać mamie, która musi się wyspać. Pracowała na dwa etaty - od siódmej do piętnastej w banku, a wieczorami w supermarkecie. Pomimo tego, że bardzo się starła, ledwo wiązałyśmy koniec z końcem.
W pokoju czułam się jeszcze bardziej samotna. Zawsze było tam szaro i nijako. Wychodzące na północ okna nieustannie przedstawiały ten sam widok: brudną ulicę, po której monotonnie jeździły samochody. Wnętrze mojej „klitki” samo w sobie było nużące. Nie pomagała ani kolorowa pierzyna, ani jasny dywan. Cały czas było poważnie i nudno. Trudno się dziwić, że tak często dopadała mnie wtedy chandra.
Dzieci bywają okrutne, szczególnie te, które mają wszystko zaczynając od kompletnej rodziny, a kończąc na kablówce. Zaczęły mi dokuczać w pierwszej klasie podstawówki. Często wyśmiewały się z tego, że byłam grubsza od nich i nie miałam ojca. Mama była zbyt zapracowana, aby zauważyć, że coś dzieje się ze mną nie tak. Powoli zaczęłam się wstydzić tego, że koleżanki widziały we mnie tylko te kilogramy, których posiadałam trochę więcej, nie miałam fajnych zabawek, a ubrania, które nosiłam były albo z wyprzedaży z supermarketu, albo robione ręcznie. Przyjaciółki, oczywiście, nie miałam i jak na siedmioletnie dziecko byłam bardzo samotna.
Powoli zaczynało brakować mi chęci do życia. Rówieśnicy się ze mnie wyśmiewali, a ja jako małe dziecko bardzo to przeżywałam. Przez cała podstawówkę byłam tą zakompleksioną grubaską, na widok której dziewczyny chichotały, a chłopcy wywalali języki, co miało symbolizować czynność potocznie nazywaną rzyganiem. Chciałam umrzeć. To wszystko mnie przerastało, nie potrafiłam sobie poradzić z problemami. Coraz częściej wszystko co zjadłam lądowało w ubikacji. Było mnie coraz mniej. Cieszyłam się z każdego zgubionego grama. W ciągu dnia potrafiłam zjeść dwa pomidory, a herbatki przeczyszczające typu "Slim Figura" pite litrami były na porządku dziennym. Zbliżałam się do celu - znikałam. Często kłóciłam się z matką. Martwiła się o mnie i o to, że w tak zastraszającym tempie traciłam kilogramy. Wtedy krzyczałam, że to moje ciało i mogę robić z nim co chcę. Mój stały tekst, przereklamowany - ale pomocny.
Niestety nad niektórymi odruchami nie potrafiłam zapanować. Zaczęły mi wypadać włosy, psuły mi się zęby, miałam problemy z koncentracją , a nawet z takimi czynnościami jak wstawanie rano. W szkole uczyłam się coraz gorzej. Jednym słowem - staczałam się. Bomba wybuchła kiedy mama znalazła za kaloryferem i pod łóżkiem spleśniałe jedzenie. Wtedy zabrała mnie do lekarza. Diagnoza była chyba oczywista: anoreksja. Nie chciałam przyznawać się nawet przed samą sobą, że tak naprawdę mój stan był spowodowany brakiem ojca. Tak bardzo chciałam żeby był przy mnie. Nie rozumiałam czemu nas opuścił, chciałam znać powód, przez który tak mnie upokarzał, dlaczego codziennie w lustrze musiałam widzieć oznaki jego humorków w postaci siniaków czy zadrapań. A kiedyś było tak pięknie. Dobrze pamiętam również te dobre momenty, kiedy zachowywał się jak człowiek, ba nawet jak TATO. Kiedy czytał mi bajki, kiedy uczył mnie grać w piłkę nożną. Przez pewien czas myślałam, że może gdybym była chłopcem zachowywałby się wobec mnie inaczej, ale z biegiem czasu wydało mi się to idiotyczne. Nieważne. Nie lubię przeszłości, nie lubię wracać do tamtych czasów.
Zaczęłyśmy nowe życie.

Rozdział II *ubi concordia, ibi victoria*

- …A czy wspominałam, że twe piersi, po tylu latach, są dalej piękne i jędrne? Nie? To teraz już wiesz. Och! A cóż to za cudowne dresy? Naprawdę chciałabym odziedziczyć po tobie taki gust. Chyba zaznaczyłam, że ta pizza, którą dzisiaj zamówiłaś była przepyszna? Ja nigdy takiej dobrej nie mogę zamówić…Ach jesteś najukochańszą matką na całym świecie…
Blythe siedziała na wielkim kamieniu, przed swoim domem, prawiąc komplementy swojej mamie Marli.
- Bee dobrze ci radzę, skończ ten monolog, bo zaraz dostaniesz haczką. Zdania i tak nie zmienię…
… Nie zmieni zdania w sprawie, która zaprząta głowę dziewczyny od paru godzin, mianowicie casting na tancerkę niejakiego zespołu Blog27. Chociaż o zespole wiele nie wiedziała, a ich singiel, który odsłuchała w Empiku nie przypadł jej do gustu, nagroda była kusząca, czyli występ w teledysku oraz cześć pieniężna, w postaci czeku z niedużą sumką, lecz w sam raz dla Bee. Blythe może nie chodziło o występ, bardziej liczyły się dla niej pieniądze. Jak wiadomo potrzebne są one każdemu człowiekowi, a już z pewnością każdej szesnastoletniej dziewczynie. Bee zawdzięczała matce nie tylko urodę i twardy charakter. Miała po niej również wielkie ambicje, na których spełnienie potrzebowała pieniędzy.
- A tylko to, że mi tutaj łżesz, mówiąc, że ładnie wyglądam…
… Fakt, w końcu daleko jej było do piękności, kiedy była spocona, umazana ziemią.
- …a dresy z lumpeksu, które właśnie mi służą jako strój roboczy do pracy w ogródku świadczą o moim guście, przez to tylko dolewasz oliwy do ognia. Weź krowo lepiej grabki i pomóż matce plewić – żartobliwie, surowym, stanowczym basem powiedziała Marla. – Ino migiem!
- Krowo?! Krowo?! – Powtórzyła przesadnie cieniutkim głosem Bee.- Jak ja jestem krowa to ty taka cała umazana błotem i różowa wysiłku, przypominasz mi tą, co się w chlewiku papla. Jak ona miała?? Acha już wiem….
- Nie kończ! O okrutny losie, za jakie grzechy kazałeś mi mieszkać pod jednym domem z tym tyranem, którą śmiem nazywać swoją córką?!! – Wykrzyknęła Marla, unosząc ręce. Blythe uśmiechnięta wróciła do domu uważając, że konwersacja dobiegła końca.
Musiała znaleźć sposób, aby przekonać matkę na ten wyjazd. W końcu casting odbywał się w Warszawie. Aby tam pojechać, Bee musiała pokonać czterogodzinną jazdę pociągiem z dwoma przesiadkami, a potem zapewnić sobie trzydniową opiekę. Marla postawiła jeden warunek: osoba towarzysząca. Po paru godzinach, kiedy mama siedziała przy ciepłym kominku, z maseczką na twarzy i słuchała swojego ulubionego zespołu Oasis, córka postanowiła spróbować jeszcze raz.
- Nie – odpowiedziała mama zanim dziewczyna zdążyła otworzyć usta.
- Podaj przynajmniej trzy sensowne powody – nie dała za wygraną Blythe.
- Pierwszy powód: bo mam taki kaprys, drugi powód: bo przynieś mi jakiś napój, trzeci powód: bo idź już stąd, bo chce mi się pić.
- Rzeczywiście sensowne. – westchnęła Bee. Widać przekonanie mamy będzie trudniejsze niż myślała. - No a teraz poważnie. Nie będę ci mówić jak bardzo mi na tym zależy, bo chyba wiesz. Wiesz też jak bardzo potrzebuję tych pieniędzy.
- Pfff terefere. Chyba nie myślisz, że puszczę cię tam samą na trzy dni. Teraz, kiedy awansowałam nie mam czasu nawet na umycie zębów, a co dopiero na takie relaksujące chwile, które mi właśnie zakłócasz, dlatego na mnie nie możesz liczyć. Warunek jest jeden i ty dobrze o tym wiesz. A tak w ogóle to co, nawet Laura z tobą nie może jechać?
- Laura! – Krzyknęła inteligentnie dziewczyna, uderzając się odrobinę za mocno w czoło. – Całkiem zapomniałam. Jutro do niej zadzwonię.
Laura była przyjaciółką Blythe, którą poznała w szpitalu „ na odwyku” jak to żartobliwie określają. Najbardziej szczerą osobą jaką Bee znała, to właśnie Laura. Przy tym jej lojalność dla przyjaciół była naprawdę zadziwiająca. Stanowczość i upór były jej najważniejszymi cechami.
Była bardzo szczupłą zielonooką blondynką z mnóstwem piegów i kompleksów. Jednak to nie pozbawiało jej radości życia.
Przez cztery miesiące zdążyły się ze sobą zżyć. Łączyły je nie tylko te same zainteresowania, ale również bolesne przeżycia z dzieciństwa, których los nie oszczędził obydwóm dziewczynom. Niestety, nic nie jest idealne. Ich przyjaźń dzieliło sto kilometrów, a dokładniej sto dwa. Mimo tego, Laura starała się być co weekend u Bee lub na odwrót. Jednym słowem miały bardzo dobry kontakt. Pełna nadziei Blythe poszła spać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rocky
Moderator



Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 472
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:19, 06 Sie 2006    Temat postu:

Ehh jak się cieszę że dotrwałam do końca...
Heh żartuę of korz xD
Podoba mi się...
fajnie że nie będzie ni z tych rzeczy jak kocham Billa,on nie chce dziecka,chce umrzeć i trup...
No a ja jestem obiektywna jak zawsze więc mówię,że jest świetnie...
Jak narazie mnie wciąneło i to nawet bardzo...
czekam na dalsze losy Blythe xD
Kisss dla Was dziewczyny i nmzc mi dziękować...xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanae
Administrator



Dołączył: 22 Lip 2006
Posty: 616
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:37, 06 Sie 2006    Temat postu:

O...nie no super że wkońcu nie będzie o dziewczynach ktre podcinają sobie żyły lub tym bardziej że któeś sie zakochuje w Billu:DSuuper!Podoba mi się:)Fajniwe napisane:)
Pozdro:*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny&Roger




Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:53, 07 Sie 2006    Temat postu:

Rozdział III *poczuj śmietankową radość*

- O nie! Znowu ranek! Jak ja cię nienawidzę głupi ranku. I co myślisz, że jak jesteś rano to muszę wstać? Tak? Tak myślisz? To dobrze myślisz… – Blythe zaczęła dzień od rozmowy, jak to nazywała, „z tym, co nieuniknione”. Tak naprawdę było to jeszcze jedno dziwactwo dziewczyny – rozmowa (szczególnie ta bezsensowna rozmowa rankiem) ze samą sobą.
Jak zwykle sturlała się z łóżka. Kiedy czołgała się do łazienki, w celu oczywistym, wyprzedziła ją Marla.
- Proszę, zajmę tylko minutkę – rzuciła w biegu.
Oh, jak Blythe dobrze znała tę „minutkę”. Po dziesięciu minutach nie mogła już wytrzymać.
- Mamo, bo się zsikam i nie posprzątam!
- Spróbuj tylko!- to zdanie wypowiedziała na szczęście wychodząc już z łazienki. Bee z ulgą zamknęła za sobą drzwi. Po piętnastu minutach zastała Marlę biegającą jeszcze w figach po domu.
- Jak dziecko, jak dziecko – powiedziała dramatycznym głosem córeczka.
- Widziałaś gdzieś twoje czarne sztruksy?
- A zmieścisz się w nie jeszcze?
- A nie?
- Nie wiem. Wątpię.
- Jesteś okrutna.
- I vice versa.
- A śniadanie dla ciebie, kto zrobił?
- W szafie na półce. Idź już, bo się spóźnisz. Masz jeszcze dziesięć minut.

***

Pii, pii, pii – z każdym sygnałem Blythe czuła jak, jej nadzieja powoli się ulatnia. Kiedy zrezygnowana miała już odłożyć słuchawkę, kiedy z drugiej strony w końcu ktoś odebrał.
- Halo?
- Eee??
- Halo? Laura?
- Co?? – zabrzmiał odległy głos jej przyjaciółki.
- Laura? To ty?
- Kto mówi?
- Blythe.
- Jaka Blythe?
- A ile znasz osób o tym imieniu? Twoja przyjaciółka.
- Moja przyjaciółka Blythe nigdy nie obudziłaby mnie o tak nieludzkiej porze.
No tak, pomyślała Bee, zapomniałam, że Laura nie budzi się przed południem. To i tak cud, że podniosła słuchawkę. Jak można spać tak długo?
- Dziewczyno, przecież już prawie dwunasta! Nieważne… Mam do ciebie sprawę. Pojedziesz ze mną na trzy dni do Warszawy, na casting w następną sobotę? – wyrzuciła z siebie jednym tchem Blythe.
- Nooo… Oczywiście.
- Naprawdę?
Ale zachrypnięty głos po drugiej stronie zamilkł na dobre. Laura zasnęła.
Został jej tylko tydzień. Musi zacząć się przygotowywać. Wystarczy wykonać dwa układy taneczne, w tym jeden do piosenki Blog27.

***
Laura i Blythe wylądowały, całkiem same, na warszawskim dworcu. Ludzie mijali się nie zwracając na nic uwagi, marząc tylko o tym, by wydostać się z tego rozgrzanego tłumu i znaleźć się we własnych domach. Mimo, iż był koniec września słońce prażyło niemiłosiernie. Przyjaciółki leniwie powlekły się w stronę pensjonatu. Bee była zdana na przyjaciółkę, ponieważ trema wzięła nad nią górę i przestała kontaktować. Kiedy dotarły do celu okazało się, że przesłuchanie już trwa. Tancereczka szybko spakowała potrzebne rzeczy i już biegły na casting. Wszystko działo się w zastraszającym tempie. Po wcześniejszych uczuciach nie było ani śladu. Może tylko malutka ryska, której Bee nie dopuszczała do swojej podświadomości. Ledwo się obejrzała, a już nadeszła jej kolej. Kiedy dziewczyna stanęła przed jury ulotniły się z niej ostatecznie wszystkie negatywne emocje. Pomyślała wtedy, że chyba większą trudność sprawi jej przedstawienie się.
- Nazywam się Blythe Shelter i zatańczę do piosenki „Destiny”.
Gdy tylko usłyszała muzykę, poczuła ten sam co zawsze ucisk w żołądku i nagły przypływa energii. Dźwięki powoli zawładnęły jej ciałem, czuła, że muzykę ma we krwi, przesiąka nią każdy atom. Zaczęła się rozkręcać. Myślami była całkiem gdzieś indziej. Nie musiała być skoncentrowana, aby dobrze wykonać układ. Dodawała wiele nowych kroków, czując, że dodaje tym samym kawałek siebie. Chciała jak najlepiej określić swoje możliwości w tych dwóch piosenkach. Destiny zatańczyła idealnie - od elementów tańca brzucha, poprzez seksowne ruchy do skomplikowanych figur.
Była ostatnia, więc chwilę po jej występie ogłoszono wstępne wyniki. Zakwalifikowała się do drugiego tańca, a razem z nią trzydzieści cztery inne dziewczyny. Przyszedł czas na utwór własny. Gdy przyszła jej kolej zamknęła oczy i słuchając pierwszych taktów „Dance, Dance” wyobraziła sobie, że jest w swoim salonie przed telewizorem. Chociaż sala była ogromna mogło się wydawać, że Bee wypełnia tańcem każdy kąt.
Nie sposób opisać tego, co czuła… Ona nie tańczyła, tylko była tańcem.
Gdy utwór dobiegł końca, wyczerpana podziękowała i zaraz po wyjściu osunęła się na ziemię, jak wszystkie jej konkurentki. Choć komisja nie wyglądała na zaskoczoną, wiedziała, że zrobiła na nich wrażenie. To się czuło.
Prze trzy dni spędzone w Warszawie nudziły się z Laurą jak mopsy. Kiedy nadszedł dzień wyników, Blythe była na nogach od piątej.
- Nie podniecaj się tak – powiedziała zirytowana Laura. Denerwowało ją zachowanie przyjaciółki, bo ta nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Właśnie sprzątała pokój, czego nigdy przy zdrowych zmysłach by nie zrobiła. Nerwowa atmosfera, jaką wprowadzała była tak gęsta, że można by było ciąć ją nożyczkami.
- To co, może muzyczka na stresik? – zaproponowała Laura i nie czekając na zgodę czy jakąkolwiek oznakę normalnego funkcjonowania puściła B.Y.O.B. Wiedziała, że ta piosenka działa na Blythe. Po chwili obydwie zdzierały sobie gardła śpiewając i skacząc przy tym, po czym tylko się da.
- Chyba nie dojdę na te wyniki – powiedziała Bee, lecz były to słowa zbędne, bo piętnaście minut później były już na miejscu wraz z trzydziestoma czterema pozostałymi tancerkami.
- Na początku chciałyśmy powiedzieć, że wszystkie byłyście wspaniałe, ale wybrać możemy tylko dwie – zaczęła przemawiać Ala.
- Tak i mamy już wyniki konkursu w tej kopercie – podjęła Tola. Nastąpiła pełna oczekiwania cisza. - Zwyciężczyniami konkursu zostały…

***

Nie można dosłownie opisać tego, co odczuwała Blythe podczas ogłaszania wyników, ani tego, co czuła tydzień później, kiedy uczyła się kroków do teledysku „ Uh la la la”. Nie potrzebowała na to zbyt wiele czasu. Techniką tańca z całą pewnością dorównywała innym zawodowym tancerkom występującym razem z nimi. Jej Freestyle przy piosence „ Dance, Dance” zrobił takie wrażenie na reżyserce teledysku, że postanowiła dać jej „solówkę”, kiedy dochodziło do starcia chłopaków z dziewczynami. Nic trudnego.
Kiedyś szukała sposobu na wyrażanie tego, co czuje. Próbowała pisać wiersze, układać piosenki. Najlepszy okazał się taniec. Po kilku latach nauki Blythe potrafiła bardzo dobrze wyrazić w tańcu siebie.


2 miesiące później…


Nic nie zapowiadało tego, że dzień będzie niezwykły. Blythe, jak zwykle, podążała do szkoły wyklinając pod nosem wszystko i wszystkich. Nie można powiedzieć, że należała do prymusów. Jedynym przedmiotem, który trawiła był w-f.
Wygrana w konkursie była jej małym życiowym sukcesem. Bee była z niego dumna i czuła się spełniona. Nie potrzebowała niczego więcej. Udowodniła sobie i wszystkim dookoła, co potrafi. Jeszcze nikt nie dowiedział się o castingu. I bardzo dobrze, bo Blythe nie znosiła fałszywych i wymuszonych zachwytów. Wielu ludzi skrywa pod maskami swoje prawdziwe oblicze, próbując przypodobać się innym. To, zdaniem Bee, było najgorsze, co mogli zrobić. Nie trawiła tego.
Treningi dawały jej się we znaki, a zmęczenie wzięło nad nią górę na matematyce (niestety). Kolejna uwaga do kolekcji ostatecznie zepsuła jej humor.
Po siedmiu godzinach udręki wróciła do domu, marząc tylko o tym, żeby położyć się do łóżka. Już w progu powitała ją mama. To nie był dobry znak. Nie uspokoiło jej też to, że mamusia trzymała w ręku kopertę.
- Czekałam na ciebie, żeby to otworzyć, chociaż ciekawość już wypływa mi już z uszu – Bee zaśmiała się mimowolnie z tekstu mamy.
- Ciekawe, co jest na tyle ważne, żeby własna rodzicielka fundowała mi takie powitanie – powiedziała dziewczyna. – Tylko brakowało ci chleba i soli.
- No, otwieraj ten list, bo ciekawość odgryzła mi nogę.
No to otworzyły. Już po pierwszych słowach opadły im szczęki. Wyrywały sobie list z rąk, a po ostatnich słowach Bee wybuchnęła niekontrolowanym piskiem.
- Łołołiła, wiesz, co to oznacza?! Nieskończone możliwości! Sława, pieniądze, pięciogwiazdkowe hotele. Luksus… - zaczęła rozmarzonym głosem.
- Seks, alkohol, narkotyki – podjęła Marla jednakowym tonem.
W tym momencie Blythe przestała skakać.
- To znaczy, że nie pozwalasz mi jechać? – zrobiła mikę ala „kot ze Shreka”.
- Oh, to miało być tylko nawiązanie do szczerej rozmowy pomiędzy matką, a jej nastoletnią córką o zakazach i nakazach podczas twojej nieobecności. Ale ty jesteś na tyle nietaktowna, że będę musiała czekać na następną okazję.
- To napisz mi je na kartce, zawieszę je sobie nad łóżkiem – roześmiała się dziewczyna.
- To lecę kupić tort, żeby to uczcić! – szybko powiedziała mama i równie szybko znikła.

Pół godziny później

Na kuchennym blacie leżała wielka strzecha włosów, która po jakimś czasie zaczęła się poruszać. Okazało się, że to głowa. Głowa Blythe, która zmęczona oczekiwaniem na mamę zasnęła.
- Wilma! I’m home! – usłyszała głos mamy, który w tej chwili okazał się wybawieniem. Dziewczyna czuła, że jeszcze trochę, a zaczęłaby się ślinić podczas snu o smakowitym torcie.
- Co tak długo? Już mi żołądek przyssało do podłogi – zaczęła się nad sobą użalać ta młodsza.
- Biedny żuczek. Niestety musimy zadowolić się lodami na patyku, bo nic innego godnego uwagi nie było – oznajmiła starsza.
- To coś ty tyle czasu robiła? – szczerze zdziwiła się Blythe. (Sklep znajdował się jakieś pięćset metrów od ich „posiadłości”.) – Nieważne, dawaj loda.
Wyciągnęła Big Milka z opakowania, przechylając go tym samym do pozycji poziomej, żeby przeczytać napis znajdujący się na patyczku. Brzmiał następująco: „poczuj śmietankową radość”. W tym samym momencie lód ułamał się i zleciał na podłogę.
- No to poczułam, ku*wa, śmietankową radość – oznajmiła zdenerwowana Blythe, za co oberwała w głowę od swojej matki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rocky
Moderator



Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 472
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:19, 07 Sie 2006    Temat postu:

No to poczułam, ku*wa, śmietankową radość – oznajmiła zdenerwowana Blythe, za co oberwała w głowę od swojej matki. - czy ja sie poiwnnam smiac?hahahahahahahahahahahahahahaha
rozbroil mnie ten fragment.Czytam wogole taka powaga i nagle
N.A.N.Ś... hahahahahah
bosko...
piszcie dalej xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanae
Administrator



Dołączył: 22 Lip 2006
Posty: 616
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:14, 07 Sie 2006    Temat postu:

Tak,tak,tak ona pozna TH przez b27 bo jest tam tancerką i beda super przyjaciółmiXD
Hah wiem^^
Ale i tak fajnie napisane^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny&Roger




Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:42, 08 Sie 2006    Temat postu:

Rozdział IV *Dopóki na świecie będzie istniał człowiek, będą też wojny.*

STYCZEŃ

Z tego, co mówiła ta babka z wąsami miały czekać ma przyjazd autokaru przed wytwórnią Magic Records.
Blythe nigdy nawet sobie nie wyobrażała, że spawy mogą potoczyć się w tym kierunku. Wszystko działo się tak szybko. Dopiero szła na casting w celu zdobycia pieniędzy, a teraz jedzie n trasę koncertową z Blog27, jako jedna z dwóch tancerek występujących z nimi na scenie. Drugą była Karolina, ta sama dziewczyna, która wystąpiła z Bee w teledysku. Na spotkaniu z menagerką (którego data wyznaczona była w liście) dowiedziała się najistotniejszych rzeczy, takich jak to, że wyjeżdżają do Niemiec wcześniej w celu wyuczenia się układów. Przed budynkiem nikogo nie było. Zaparkowały swoją fiestkę koło jakiegoś mercedesa i weszły do środka. W recepcji wskazano im drogę do pokoju, w którym znajdował się zespół wraz z ekipą. Bee zawahała się na moment przed naciśnięciem klamki, lecz po chwili odzyskała pewność siebie.
Pomieszczenie okazało się pokojem nagraniowym. Obok sprzętów muzycznych stały duże kanapy, na których siedzieli ludzie, każdy pogrążony w innym zajęciu. Po ich wejściu podnieśli głowy. Pod falą tych spojrzeń dziewczyna bardzo się speszyła, ale czując pokrzepiający uścisk matki na ramieniu ruszyła do przodu.
- I oto jest nasza druga tancerka – przywitała ją menagerka zespołu – Dzień dobry. Zespół już znasz, swoją partnerkę również.
Na te słowa Tola i Ala pomachały do niej z drugiego końca sali, Karolina natomiast nie raczyła nawet zwrócić na nią swej uwagi. Była zbyt pogrążona w rozmowie z jakimś brunetem.
- Zapoznaj się z ekipą, bo to z tymi ludźmi spędzisz najbliższe dwa miesiące. To ja cię tu zostawię, bo muszę porozmawiać z twoją mamą.
- Z mamą? Dałbym sobie głowę uciąć, że ze starszą siostrą – podjął rozmowę jakiś szatyn, gdy za kobietami zamknęły się drzwi.
- Czasem wcale nie przypomina matki – uśmiechnęła się dziewczyna.
- Filip.
- Blythe.
- Jestem odpowiedzialny za sprzęt muzyczny. Ty pewnie jesteś niezła, skoro wzięli cię na tancerkę.
„Nie za młody na takie stanowisko?” przeleciało jej przez myśl, ale zamiast tego odpowiedziała.
- Jestem najbardziej niezła z nastoletnich amatorskich tancerek. – rozmawiali tak jeszcze długo podczas jazdy autokarem.
Po dwóch godzinach przyłączył się do nich również szofer – trzydziestopięcioletni Niemiec o imieniu Markus.
Niezły start, powiedziała w duchu, ledwo tu przyjechałam, a już zdobyłam dwóch znajomych. Filip uśmiechnął się do niej, jakby czytał w myślach.

***

Kiedy dojechali na miejsce Blythe myślała, że nie wyjdzie z busu. Wszystko z powodu czekoladowych ciasteczek, które wypełniały jej żołądek. Nie licząc tego, że była umazana nimi na buzi, a resztki tkwiły we włosach. Razem z Filipem kulturalnie konsumowali ciastka bez użycia rąk.
Co też człowiekowi przychodzi do głowy, gdy siedzi przez kilka godzin na jednym miejscu, a nuda ciągnie go za ręce i nogi, by wciągnąć do swej otchłani. Trzeba przyznać, że całkiem nieźle się jej postawili. Zatrzymali się pod budynkiem, który miał być ich domniemanym miejscem zamieszkania. Gdy w końcu wyszła z autokaru od razu rzuciła jej się w oczy bardzo ładna dziewczyna. Zwróciła na nią uwagę, ponieważ miała oryginalny styl. Obok nie stał jakiś blondyn, posturą przypominający Kubusia Puchatka. Dziewczyna zaśmiała się mimowolnie z tej „śmiechowej” pary i wskoczyła Filipowi na barana.
- Będziesz mnie niósł, bo sama chyba nie dam rady.
- Nieść się? – uśmiechnął się chłopak
- Very funny.
- A co za to będę miał?
- Paczkę miętusów, którą mam w kieszeni i moją dozgonną wdzięczność.
- Dla miętusów zrobię wszystko!
Wszyscy patrzyli się na nich jak na niezrównoważonych, szczególnie wtedy, gdy Filipek celowo upadł na ziemię. Z Bee na plecach.
- Jesteś za ciężka jak na moje możliwości. Wyciskam tylko sto dwadzieścia – zaśmiał się.
Na te słowa uśmiech momentalnie znikł z jej twarzy. Podniosła się i ruszyła w stronę budynku. Dalej nie potrafiła znieść uwag na temat swojego wyglądu, szczególnie te słowa wywołały w niej niemiłe wspomnienia.

***

Każdą wolną chwilę wypełniały jej treningi. Czasem była tak zmęczona, że ledwo dochodziła do pokoju hotelowego. Nie potrafiła zliczyć tych sytuacji, w których już miała rzucić się na łóżko w ubraniach i pogrążyć się w błogim śnie, gdy zauważała karteczkę mamy z przestrogą „ Pot nie pachnie – dbaj o higienę osobistą”. No i nici z odpoczynku oczywiście. Trzeba powiedzieć, że Marla wzięła sobie jej dawne słowa do serca i przed wyjazdem wręczyła jej mnóstwo samoprzylepnych karteczek z przestrogami najróżniejszego typu.

***

Treningi przeniosły się z sali na scenę, na której miały występować przed zespołem Tokio Hotel. Ponoć był znany zarówno w Niemczech jak i w Polsce, ale Blythe niewiele o nich słyszała, gdyż nie miała zbyt wiele czasu na oglądanie telewizji, a nie czytała takich tanich szmatławców jak „Bravo” czy inne tego typu.
Bee pogodziła się z Filipem, w końcu nie znał jej przeszłości, ale i tak ją przeprosił. Nabrał do niej trochę dystansu i już nie rzucał takich głupich uwag. Tak naprawdę nie wiedział, co ją tak obraziło, przecież była przeraźliwie chuda, ale na przyszłość wolał być ostrożniejszy.
- Pamiętasz jak obiecałaś mi dozgonną wdzięczność w zamian za doniesienie cię do hotelu? – spytał dziewczynę, kiedy siedziała na stole po turecku i jedząc Kinder bueno przyglądała się jego pracy. Czyścił właśnie piękną gitarę elektryczną.
- No, ale daleko mnie wtedy doniosłeś, a po co się pytasz? – zaśmiała się dziewczyna.
- Ale zawsze coś. Czas wykorzystać tę ofertę. Idź do tego pokoju i powiedz, że prosisz o struny. Tu ci napiszę jak się nazywa ten chłopak, od którego je weźmiesz.
Wręczył jej kartkę.
- Masz szczęście, że mi się nudzi- powiedziała wyrywając papierek z jego ręki.
Poszła. Trzysta dwadzieścia siedem… osiem… O, jest! Trzysta dwadzieścia dziewięć. Zapukała. Drzwi otworzyła jej ta sama dziewczyna, którą spotkała przed budynkiem w dzień przyjazdu.
- Cześć! Mogłabyś zawołać – tu zerknęła na karteczkę – Ta… Tima Kaulitza?
Ta w odpowiedzi zlustrowała ją takim wzrokiem, jakby była kosmitką.
- Jasne, już go wołam – zaśmiała się dziwnym basem.
W tym momencie Bee to zrozumiała. Ona była chłopakiem! Momentalnie spaliła przysłowiową cegłę. Po chwili w drzwiach ukazał się ideał. Popatrzyli sobie w oczy i w tym samym momencie zrozumieli, że są dla siebie przeznaczeni. Rzucili się sobie w ramiona w zatopili w pocałunkach łączących ich dusze na zawsze.
A teraz na poważnie. Był to wysoki blondyn z dredami i brązowymi oczami. Owszem, był ładny, ale nie powalił jej na kolana. Gustowała w innych.
- Tim Kaulitz? – upewniła się, żeby nie palnąć kolejnego głupstwa, nie zdając sobie sprawy, że właśnie je popełniła.
- Tom. Tom Kaulitz do usług. O co chodzi? Chcesz autograf? Rozdajemy dopiero po dziewiętnastej dziesięć. Zdjęcia tylko w środy, a jeśli poczekasz jeszcze dwie godziny może załatwię ci numer telefonu, bo niezła z ciebie dupa – oświadczył wrednie.
Osłupiała. Ale nie na długo.
- Za kogo ty się w ogól uważasz, żeby rzucać takimi tekstami? Ile ty masz lat gówniarzu? Trzynaście? – powiedziała zdenerwowana Bee.
- O, jaka ostra! Lubię takie, aż się boję.
- Widać właśnie. Nawet w gacie narobiłeś, bo ci tak wiszą, że aż krocze masz koło kolan.
Oj, zabolały go te słowa! Ale jeszcze bardziej, gdy wszyscy w pokoju zaczęli się z niego śmiać.
- Do kogo to było, mała? – próbował udawać twardziela.
- Do ciebie – zgasił do właściciel zielonych oczu i półdługich brązowych włosów.
- Dupek – rzuciła mu na pożegnanie Blythe. Obdarzyła go jeszcze najbardziej gardzącym spojrzeniem na jakie ją było stać, odwróciła się na pięcie i pospiesznie oddaliła. Jeszcze daleko za zakrętem słychać było głośne śmiechy z pokoju numer 329.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rocky
Moderator



Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 472
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:55, 08 Sie 2006    Temat postu:

hahahahahahaha
Bosko...
Uwielbiam jak do Toma mowi sie dupek hahahahah
smieszne to jest xD
Dobra mam zrypany humor dzisiaj jakos tak...
No ale i tak czekam na dalej xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanae
Administrator



Dołączył: 22 Lip 2006
Posty: 616
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:53, 08 Sie 2006    Temat postu:

Aha czyli tą dziewczyną jest Bill tak?
Super:|
Jeżeli to miało być śmieszne to okey moge napisać"ha ha ha"
A tak na poważnie...
Może być...
Ale to z Billem mnie wkurzyło.
Jak widać nie mam poczucia humoru w tych sprawach^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny&Roger




Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:23, 08 Sie 2006    Temat postu:

No przestań Sanae Razz W końcu to FF, no nie? I komedia na dodatek Razz To miało być smieszne Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanae
Administrator



Dołączył: 22 Lip 2006
Posty: 616
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:48, 08 Sie 2006    Temat postu:

Jakie FF?XD
Inne rzeczy były śmieszne ale To akurat nie.^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny&Roger




Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:27, 09 Sie 2006    Temat postu:

Rozdział V *Walka jest ojcem wszelkiego stworzenia*

Chłopak ten, jak się potem okazało, był niejakim członkiem zespołu Tokio Hotel. Jak na złość Blythe dowiedziała się jeszcze od Karoliny, która była bardzo podekscytowana tym faktem, że mają jeździć na koncerty wspólnym busem.
To był jeden z tych dni, kiedy wróciły z próby wymęczone. Bee wyszła z łazienki w swojej ulubionej pidżamie, którą dostała od mamy na urodziny jakieś trzy lata temu, więc wszystko było już lekko przyciasne. Ale i tak nie mogła się z tym rozstać. Krótkie bokserki z pluszowym ogonem Tygryska ( z „Kubusia Puchatka” ) na tyłku, bluzka na ramiączkach z rysunkiem tej samej postaci na przedzie i pluszowe kapcie ala „łapy dinozaura”. W tym stroju czuła się najlepiej.
Wracając do tematu, wyszła z łazienki ze szczoteczką do zębów w buzi i zobaczyła Karolinę zaśmiewającą się z czegoś do łez. Z komórką Blythe w ręce. Domyśliła się, że czyta jej SMS-y, a dokładniej jedno ze szczegółowych sprawozdań jakie dziewczyna pisała do matki.
- Ha, ha… posłuchaj tego… - powiedziała Karolina, kiedy tylko ją ujrzała. To, że nawet się nie zmieszała, zdenerwowało Blythe jeszcze bardziej.
- Milcz, ty bezczelna dziewczyno! – wykrzyknęła celując szczoteczką w dziewczynę - Ktfo ci posfolił rufać mój telefon? – ostatnie słowa wybełkotała biegnąc w jej stronę.
Karolina ujrzawszy rządzę mordu w jej oczach rzuciła się do ucieczki. Ledwo wyrabiając na zakręcie wybiegła na korytarz. Bee już ją miała, lecz ta wyrwała się i z dzikim wrzaskiem pognała dalej. Dziewczyny nie zdawały sobie sprawy, że całej sytuacji przygląda się czwórka nastolatków. W końcu Shelterówna dopadła Karolę i z okrzykiem wojennym na ustach rzuciła się na nią powalając tym samym na ziemię. Rozpoczęła się szamotanina, która nie skończyła się dobrze dla żadnej ze stron. Końcowy efekt był jednak taki, że to Blythe leżała okrakiem na koleżance „po fachu”, trzymając ją za ręce.
- Dolejcie kisielu! – krzyknął Tom, lecz został zagłuszony odgłosami walki.
Rozbawienie cichych obserwatorów rosło z sekundy na sekundę, szczególnie wtedy, gdy pokonana próbowała się wyrwać i uderzyła przeciwniczkę „z dyńki” w czoło. Ta w odpowiedzi zaczęła krzyczeć, opluwając tym samych „koleżankę” śliną z dodatkiem pasty do zębów. Karolina uniosła głowę najwyżej jak mogła i wgryzła się Blythe w szyję. Korzystając z chwili nieuwagi przeciwniczki zaczęła ponownie kierować się w stronę wybawienia (czyt. biegnąc do windy). Lecz nie dane jej to było, bo po chwili poczuła czyjąś dłoń zaciskającą się na jej kostce. Z hukiem upadła na twarz.
- Przepraszam, chciałbym wejść do mojego pokoju – warknął czarnowłosy chłopak.
Dziewczyny przesiosły na niego spojrzenia. Wzrok każdej wyrażał coś innego, Karoliny – ulgę, Blythe – złość. Lecz zaraz złagodniała przypominając sobie o ich poprzednim spotkaniu.
- No, wiesz… - zająknęła się – yyy… ten… Chciałam cię przeprosić za to, że myślałam, że jesteś dziewczyną – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Wszyscy, prócz Billa, wybuchnęli śmiechem. Chłopak w odpowiedzi wszedł do pokoju trzaskając drzwiami. Po chwili jednak wystawił głowę szczerząc zęby i powiedział:
- Wybaczam ci. Acha, zapomniałbym. Ładna pidżamka.
Wszyscy przenieśli wzrok na jej ubiór, co tylko wywołało kolejne salwy śmiechu. Dziewczyna żartobliwie potrząsnęła tyłkiem, a co się z tym wiąże również ogonem.

Rozdział VI *Cnotę widać wyraźniej w czynach niż w ich braku*

Już godzinę jechała busem nudząc się niemiłosiernie. Właśnie jechali na pierwszy koncert do Berlina. Zważywszy, że był to ranek większość osób spała. No może oprócz kierowcy, Blythe i Karoliny, z którą siedziała. Nic nie wskazywało na to, żeby szybko się pogodziły, o ile w ogóle się pogodzą w co szczerze wątpiła. Zero szans na rozmowę – Marcus siedział trzy rzędy przed nią. Po chwili z letargu obudził się Tom i obdarzył ją kokieteryjnym spojrzeniem. Co? A to do Karoliny. Ta z kolei patrzyła na niego cielęcym wzrokiem trzepocząc przy tym rzęsami. Blythe robiło się niedobrze przez ten widok: przymknęła oczy próbując zasnąć, ale coś nie dawało jej spokoju. To coś dążyło dziurę w jej ciele wywołując tym sam dreszcze. Dobrze wiedziała co to oznacza – ktoś ją obserwował w sposób nad wyraz natrętny. Odwróciła głowę i zetknęła się wzrokiem z pewnymi brązowymi oczami. Gustav zmieszał się lecz widząc, że dziewczyna uśmiecha się nerwowo uśmiechnął z ulgą. Już myślał, że zacznie się z nim o to kłócić w najgorszym wypadku rzuci się na niego w celu uduszenia.
- Co? – zaczęła inteligentnie.
- Co co? – podjął temat.
- Po co się tak na mnie patrzysz?
- Tak po prostu.
Dziewczyna chwyciła się ostatniej deski ratunkowej, która miała uchronić ją przed śmiercią z nudów, czyli śmiercią w okropnych katuszach.
Blythe zaczęła dokładnie obserwować jego twarz. Wyglądał słodko kiedy miał takie zaspane oczy i rozczochrane włosy, jego usta…
Musiało to śmiesznie wyglądać, gdy zawiesiła na nim spojrzenie i z otwartymi ustami dokładnie lustrowała jego oblicze.
- Aaa!!! – krzyknęła nagle Bee.
- Co się stało? –spytał zdziwiony Gustav.
- O nie! Nie! Nie wytrzymam! O cholera… - opamiętała się i zaczęła mówić po niemiecku – Georg, przecież niedługo koncert! Ja mam tremę!
- Nie jestem Georg, jestem Gustav – zgasił się chłopak.
Pierwszy raz zobaczył, żeby Blythe była zmieszana. Widząc, że rozmowa dobiegła końca, bo dziewczyna odwróciła głowę przymknął oczy i zatopił się w muzyce płynącej z słuchawek. Kiedy znowu je otworzył zauważył piękne stalowe oczy intensywnie się w niego wpatrujące. Czyżby role się odwróciły?
- Co? – zaczął uśmiechając się w duchu, lecz na zewnątrz pozostając niewzruszony.
- Co, co? – tym razem ona podjęła temat.
Gustav roześmiał się.
- A więc sprawy nie ma? – spytała z nadzieją.
- Jak to nie ma? Jak to nie ma? Kobieto, pomyliłaś mnie z Georgiem! Jestem aż taki straszny?
Teraz już śmiał się w głos zaraźliwym śmiechem. A razem z nim i ona.
- Ha ha! – dobiegły ich uszu pełne grozy dźwięki.
Bee powoli odwróciła głowę. Z paniką w głosie powiedziała:
- Proszę, nie mów, że to jest to, co myślę.
- Widzę, że w porę się obudziłem.
Po chwili śmiech trojga zaczął budzić cały autobus. Reszta drogi upłynęła w bardzo przyjemnej atmosferze. Blythe dużo rozmawiała z Alą, Billem i Georgiem. Tylko Gustav stał się bardzo małomówny. Praktycznie cały czas milczał. Ostatnimi słowami jakie od niego usłyszała w tym dniu były:
- Pogadamy po koncercie – gdy wychodził z busu.
Za kulisami, po rozmowie z mamą przez telefon, trema zawładnęła nią całkowicie. Wszyscy byli zabiegani i nie nikt nie mógł się skupić. Z Karoliną zawiesiły tymczasowo bronie i rozgrzewały się razem. Nie widziały nikogo wokół, jakoś tak… chwilowo się zjednoczyły. Musiały współpracować, a że nie chciały być od siebie gorsze, obie udawały, że występ ich nie przeraża. A przerażał. I to bardzo. Kto tego nie doświadczył, nigdy nie zrozumie, nie zrozumie tego strachu, podniecenia i radosnego oczekiwania.
Nadszedł ich czas. Musiały wybiec jako pierwsze. Ich układ miał rozruszać tłum. Było to wspaniałe rozwiązanie, ponieważ rozkładało tremę na czynniki pierwsze. Przy „Uh la la la” zapomniała już co to znaczy. Oczywiście popełniła kilka drobnych błędów. Jeszcze długo po występie cieszyła się, że pierwszy występ wyszedł tak dobrze i nie uprzedził jej do następnych koncertów. Wręcz przeciwnie.

***

Po występie, choć zmęczona, musiała załatwić jeszcze wiele spraw. Jedna myśl wciąż nie dawała jej spokoju – rozmowa z Gustawem. Jednak w momencie kiedy schodził ze sceny ona akurat rozmawiała z Filipem, więc nawet tego nie zauważyła. W autobusie też nie było okazji, wszyscy byli za bardzo rozbudzeni. W końcu to wielkie przeżycie.
Drogę powrotną przegadała z kierowcą, który był naprawdę bardzo interesującą osobowością. Blythe zaśmiewała się z jego żartów do łez. Gdyby nie karteczki matki dzień zakończyłaby w ubraniu.

***

- Co, długo masz zamiar się jeszcze tam pindrzyć? – zniecierpliwiła się Blythe. – Jestem głodna jak wilk. A wilki są złe. Bardzo złe. Szczególnie kiedy są głodne. Także lepiej się pospiesz, bo wejdę tam przez dziurkę od klucza i cię zjem.
- Gosh.. To już człowiek nawet nie może załatwić potrzeb fizjologicznych?
- A czy widzisz gdzieś tu jeszcze jakiegoś człowieka oprócz mnie? – powiedziała Blythe.
- No to teraz możesz pożegnać się z łazienką – rzuciła Karolina.
- Dobra wal się. Wyszczam się na twoim łóżku – słowa te nagrodziła triumfalnym uśmiechem. Zasługiwały na to, bo wypędziły dziewczynę z łazienki.

***

Na śniadaniu nie miała gdzie usiąść, bo Karolina mszcząc się za ranek zajęła jej miejsce koło Toli i Ali. Z obojętną miną szukała dalej, aż w końcu upatrzyła sobie malutki stolik, który stał w kącie sali. Jadła płatki popijając je mlekiem ze szklanki, (kolejne z jej dziwactw) gdy przysiadł się do niej Bill.
- Hej żołnierzu! Co tam? – przywitała go z pełnymi ustami. Chłopak uśmiechnął się promiennie.
- Wiesz co oznacza fakt, iż w najbliższym czasie nie mamy koncertu, prawda? – zaczął z tajemniczą mną.
- Nie mam pojęcia. Oświeć mnie.
- A to, że dzisiaj jest impreza.
- W hotelu?
- Oszalałaś? Obok jest bar. Wszyscy idziemy się zabawić.
- Mówiąc wszyscy, kogo masz na myśli?
- Oj, no całą ekipą. Przyjdziesz?
- No jak nie, jak tak. Przecież nie mogłabym przegapić takiego wydarzenia

***

Bee spała na korytarzu – niby nic dziwnego, gdyby nie to, że była druga w nocy. A dlaczego nie leżała teraz w łóżku? Cofnijmy się o trzy godziny.

***

Impreza była szampańska. Dosłownie. Była na tyle szampańska, że gdy poszła do łazienki, by poprawić makijaż ręka trzęsła jej się tak bardzo, że przejechała tuszem do rzęs po policzku. Musiała wrócić do pokoju po mleczko do demakijażu.
Wchodząc do pomieszczenia prawie złożyła sobie przysięgę, że nic już nie wypije, ale to co zobaczyła wybiło jej tę myśl z głowy.
Na łóżku, na JEJ łóżku siedzieli, a właściwie leżeli Karolina i Tom. To co robili wykraczało poza granicę dobrego wychowania. Najbardziej odrzucał ją fakt, że tych dwoje w ogóle się nie znało…
- Hej, wy tam! Śmierdziele i zboczeńce, proszę robić wymarsz o pokój dalej! Won z mojego łóżka!!!
W tym momencie Tom ujrzał kartkę Marli przyczepioną nad łóżkiem. Wyrysowany był na niej schemat zakładania prezerwatywy, a napis pod spodem głosił: „Ale i tak lepiej zachować abstynencję seksualną. Nigdy nie wiadomo jakie tajemnice kryje druga strona”.
- Spadać stąd! – usłyszał wrzask tuż nad uchem. Poderwał się z miejsca i stanął twarzą w twarz z Blythe. Wszystko się w nim gotowało. Nie lubił, gdy ktoś mu przerywał. Szczególnie w taki sposób.
- Może byłabyś bardziej wyluzowana, gdybyś sama spróbowała takiej przyjemności. Ale na ładne oczy nikogo nie weźmiesz chuda szkapo!
I wyszedł.
- Czy ty zawsze musisz wszystko zepsuć? – zaniosła się histerycznym płaczem Karolina. Dotknięta do żywego Bee wyszła trzaskając drzwiami. Od razu przypomniało jej się dzieciństwo. Poszła po jeszcze jednego drinka…

Koniec części pierwszej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rocky
Moderator



Dołączył: 16 Lip 2006
Posty: 472
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:33, 09 Sie 2006    Temat postu:

EEEEEE ja chce następną część nooo...xD
Bosko...
hhahahahaahahahahahaha
ahahahahahaha
buhahahahaha
nie moge..
Kochane piĘknie xD
Kisss :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sanae
Administrator



Dołączył: 22 Lip 2006
Posty: 616
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:49, 09 Sie 2006    Temat postu:

AhaxD
Czyli że Karolina i Tom teges teges tia?XDDDDD
RozumiemxD
Ta cześć juz śmieszna:D
Ps:Czy to bedzie jakieś nudne love story(o zgrozo nie zamieniaj tej komedii w to bo bedzie kicha^^)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Johnny&Roger




Dołączył: 06 Sie 2006
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:41, 09 Sie 2006    Temat postu:

Broń Boże, nigdy nie chciałyśmy zrobić z tego "love story", a już na pewno nie nudnego i typowego Razz Na początku napisałyśmy, że to jest komedia MIEJSCAMI ROMANTYCZNA, więc obietnicę musimy spełnić i kilka notek będzie takich bardziej niż mniej, ale NIE. To nie będzie love story.
Jeju, musiałam to napisać, bo w realu my już kończymy to opowiadanie i mną teraz takie wątpliwości targają... Nigdy nie chciałyśmy napisać romansidła, ale... Jeśli przypadkiem takie wyjdzie?
Widzisz? Musiałaś to zrobić! Teraz nie będę mogła zasnąć. Nie mogłaś napisać tego rano? Hehe
Johnny
Ale mam nadzieję, że Roger się dopisze Smile

Edit:1- Roger się dopisuje Razz I całkowicie popiera słowa, obawy i myśli Johnnego Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o Tokio Hotel Strona Główna -> Wieloczęściówki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin